środa, 25 czerwca 2014

Bliskie spotkanie z problematologią

W matematyce istnieją problemy dręczące umysły ludzkie od setek lat. Bardzo prosty przykład: kwadratura koła, trysekcja kąta czy podwojenie powierzchni sześcianu za pomocą cyrkla i linijki są nierozwiązywalne od czasów starożytnych.


Podobnie w wielu innych dziedzinach nauki, ale i tak zwanej nauce o myśleniu: filozofii. Choć patrząc na współczesny świat okiem cynika samo myślenie obecnie stanowi odmianę bardzo rzadkiej i cennej sztuki pochodzącej z umysłu, to jednak myślenie dla samego myślenia?

To jak oglądanie szumu w analogowym odbiorniku telewizyjnym, takie oglądanie bo mam czas i mogę to zrobić. Przypomina to rządzenie dla faktu bycia rządzącym, a nie rządzonym. I szybka rewizja myśli: Czy coś tu nie brzmi znajomo?

Dorwijmy się do władzy, umieśćmy swoich na stołkach i jakoś to będzie, czyli kwintesencja władz w Polsce od czasów elekcyjnych. 

Ale odbiegam od tematu, trwoniąc wasz czas na banialuki. 
Problemy filozoficzne o których chyba wszyscy już wiemy, o  niektórych nawet już wspominałem wcześniej.

Kim jesteśmy, jaki jest cel istnienia wszystkiego i takie tam podobne nonsensy
 Myślenie dla samego myślenia, a podobnież przeznaczeniem ludzkości nie jest wzajemne wyrzynanie się w walce o papierki z nadrukiem 100$, czy bardzo stare i smrodliwe odchody dinozaurów.
Mamy władać tą planetą. I według pewnych niejawnych źródeł danych robimy to jako tzw. korona stworzenia.

Idę się pośmiać i będę się śmiał nawet gdy zapakują mnie w kaftanik i zamkną w pokoju bez klamek.
Władamy planetą, cudowne.

Skoro władamy planetą, to czemu nie słuchają się nas nasze własne zwieracze? Czemu nieustannie ulegamy własnym prymitywnym instynktom, tym włochatym myślowym pozostałościom jaskiniowców zagrzebanych pokątnie w umyśle?

Śmiech, rechot i chichranie się przez gorzkie łzy goryczy.
Kolejna oczywistość: przecież nikt nie jest idealny, czyli najskuteczniejsza wymówka od czasów psa zjadającego prace domowe.

Co musi się wydarzyć aby ludzkość zatrzymała się na chwile w swojej głupocie i jednomyślnie zauważyła, że stać nas na coś więcej niż to co obecnie robimy?

Taki ogólnoświatowy idylliczny trip myślowy, mrzonka, nierealność i wszystkie te określenia, którymi określamy gorszych od siebie; a jednak marzenie czy też sen wariata na proszkach mająca dać przybliżenie wizji lepszego jutra?

Przyszłość jest jednak niewiadomą, której nikt nie potrafi wyznaczyć.

I z tym optymistycznym akcentem kończymy dzisiejsze spotkanie z psychodelikami...

Q.

Ps. Nic nie brałem, a słowo problematologia nic nie znaczy. Choć mogę być niewiarygodnym źródłem informacji

piątek, 20 czerwca 2014

Oto kamieni kupa - zrobimy sobie skalniaczek?

Zdarzyć się odważyła kamieni kupa... A potem był skalniak i rosły chwasty...
I nagle łóżka zaczęły się pod tyłkami palić...


Co mnie jako człowieka zeżartego cynizmem jakoś absolutnie nie dziwi. 
Jakoś w marcu pisałem , że naród łyknie wszystko o ile jest to suto skropione deliryczną wizją ultramocarstwowej Polski i podwyżką socjalu. 

Natomiast patrząc wstecz - było za spokojnie na rodzimej scenie politycznej, a skoro afery wykańczały praktycznie każdy rząd od bodajże 2000 roku....
Toteż oczywistym jest, że jakaś musiała się zdarzyć - pismaki też muszą jakoś zapracować na wierszówki, a ile w końcu można pisać o otyłych podstarzałych gwiazdkach znanych chyba jedynie w stołecznej wsi.

I stanowi to bardzo wygodny pretekst do zajęcia się zegarkiem czyjejś żony, zamiast tak po prostu pomyśleć nad konstruktywna wizją przyszłości. 

Czy też nawet pozwala zapomnieć, że nasi trawokopacze zamiast opalać się i zarywać modelki w słonecznej Brazylii, grzeją stołeczki w lokalnej umierającej lidze.
Fenomenalna reprezentacja sportu "narodowego".
Ma to tylko tę dobrą stronę, że zmniejsza się obciążenie NFZ i pośrednio podatnika z tytułu ilości zawałów i wylewów po kolejnym meczu "o wszystko" czyli na nasze było fajnie , ale wracajmy do domu. 

Natomiast serdecznie mnie rozbawiła paniczna reakcja rządu.
Do zlikwidowania sporego szczupaka aferowego wysłali metaforyczny Kursk, a on sobie zatonął...
ABW, Prokuratura i sądy jako pośmiewisko i tło dla politycznej szopki, która przebija noworczne pomysły Fedorowicza...
Nie sądziłem, że dane mi będzie tego dożyć. 

Cóż jaki kraj takie Watergate.

I tak samo jak jest to śmieszne jest również tragiczne, gdy pomyśli się choć chwile o konsekwencjach.
Nawet tych oczywistych jak wzrost poparcia dla ruchów ekstremistycznych i anarchistów.

I jako że temat tak mdły, że aż pisać się nie chce, drobne podsumowanie ze strony Sztucznych Fiołków:




I moje:

Przyszło nam żyć w czasach w których rząd udaje kabaret, kabaret parodiuje rząd, a wszystkim trzęsie rura z gazem.

Q.

wtorek, 10 czerwca 2014

Iluzoryczność istnienia

Prawda oczywista dostępna dla spostrzegawczych - zmieniła się troszkę kolorystyka tej kiepskiej podróbki bloga, ale nie o tym dziś napiszę.  Więc gotowi na nadciągający orkan migreny?


W sumie zapewne czytaliście moje wcześniejsze popisy, więc siłą rzeczy jesteście mniej lub bardziej gotowi na moje literackie wybryki.
Natomiast jeśli nie lubicie gierek słownych, metafory nie doprowadzają was do ekstazy i nie zadaliście sobie nigdy pytania dlaczego dysharmoniczne jęki nazywamy muzyką, to nie jest  tekst dla Was.

Więc, skoro już wiecie, ze to nie będzie miła wycieczka po moich wypaczonych urojeniach, to może już warto zasygnalizować jak semafor, że nawet i tu pojawiają się czasem pytania trafiające w niezgłębioną pustkę myśli:

Czy dalej próbować opisywać i rozdrabniać się na coraz bardziej błahych fragmencikach ludzkich żywotów, bez jakiejkolwiek nadziei na choćby nikły cień zrozumienia całości? 

Oraz chyba nawet ważniejsze:

Czy to co nas otacza jest prawdziwe, a nawet czy my sami istniejemy? 

I tak, jest to ostateczne pytanie o sens istnienia rzeczywistości jakoś irytującym fantem losu pozbawionej sensu i poczucia humoru. 

Filozofia pytania definitywnie jest skazana na sferę niskich lotów, więc trzeba uważać, żeby nie rozbić się o jakiś pancerny gatunek brzozy czy leszczyny.
Niemniej jednak, jest to jedno z tych pierwotnych, pozornie prostych pytań posiadających bardzo groźne implikacje. Oraz jest to jedna z tych feralnych paskud, które nie dają czasem spać po nocach.

Tak jestem świadomy, że to tak bardzo Matrix. 
Tak bardzo Incepcja i Truman Show.

Tak bardzo fikcja literacka i setki wirtualnych światów w których żyjemy za pomocą pożeraczy prądu i wiader z internetami.

I nawet jeśli słynne Cogito ergo sum wydaje się rozwiązywać problem, to czy jednak  skoro istnieję to żyję ergo myślę?

A co jeśli to nie jest prawda, jeśli to wszystko co nasz otacza jest tylko ulotną iluzją?

Jeśli nasza tylko nasza wiara powstrzymuje nas przed otworzeniem oczu?


Za dużo pytań, za mało odpowiedzi - odwieczna klątwa człowieka.

Przerwę więc sobie nudnawy już wywód dziką zabawną refleksją obarczoną okrasą z cierpkiego śmiechu:

Skoro tak wiele już wiemy o otaczającym nas świecie, o jego działaniu, to czemu cały czas coś nam umyka?
Skądinąd żywię ogromny podziw dla wysiłku ludzi przesuwających granice naszej wiedzy, ale czemu nieustannie żyję z nieubłaganym wrażeniem, że błąkamy się w naszym zrozumieniu tego co nas otacza niczym ślepy we mgle...

I całkowicie abstrakcyjnie podchodząc do problemu, jeśli faktycznie odpowiedź na ostateczne pytanie o życie wszechświat i całą resztę tego bałaganu wynosi 42, to jak idiotycznie musi brzmieć pytanie? 

A może jak niesamowicie genialnie wykracza poza dany nam zakres zrozumienia?

Q.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Randomizacja myśli

Wpis o wszystkim i niczym, czyli retrospekcyjna pozaziemska refleksja  o tym co może kiedyś będzie, a może już było. A oto drobny przedsmak.


W pewnym nieciekawym momencie czasowym zwariowanej czasoprzestrzeni w nudnym zakątku wszechświata, na pewnej nieciekawej niebiesko-białej planecie do niedawna pokrytej intensywną zielenią liści wesołych drzew działa się teraźniejszość.

Planetę tą niezbyt rozsądnie dewastowały małpopochodne stworzenia, o osobowości przypominającej złożonością przeciętną amebę lub też czasami skomplikowane ewoluujące puzzle ułożone z mniejszych puzzli, które również układały sobie puzzle. 

W tę patchworkową strukturę dziwnym trafem wmieszane były jeszcze chmury, a dokładniej różnica pomiędzy tym czym chmury są, a ich sposobem postrzegania przez organy obserwacyjne małpopochodnych dwunogów, które uważały globalną demolkę ekosystemu połączoną z likwidacją dużych populacji sobie podobnych stworzeń w wielkich wybuchach za świetną rozrywkę, przynajmniej dopóki nie dotyczyło to danego dwunoga w sposób nawet pośredni.

Te dziwaczne stworzenia życzyły sobie być nazywane ludźmi i lubiły usilnie poszukiwać sensu istnienia życia, wszechświata i całej reszty bałaganu. Nie pytajcie czemu, po prostu szukały.

Jednak jedyne co udawało im się znaleźć to pewne idee, sromotnie okaleczane przez wyznających je ludzi i innych ludzi którzy kpili i szydzili z tych wyznających ludzi.

I zdarzyło się tak że powstał  i jeszcze się o dziwo nie rozleciał "Kraj  który czyni szalonym?!" a nazywał się Polska. Choć wielu zamieszkujących go ludzi wcale szalonymi nie było, nawet według miernych ludzkich standardów.

I zdarzyło się też tak, że autorowi zabrakło pomysłu na kontynuację radosnej twórczości  w stylu Autostopem przez galaktykę.

I w taki sposób dokonała się randomizacja toku myślowego.

Stay tuned.

Q.