wtorek, 29 kwietnia 2014

Zdyskryminowałem się...

Równość dla wszystkich. Tęczowe gamety praw dla dyskryminowanych mniejszości złożonych z większości.



Tak można opisać współczesną politykę "równouprawnienia". I o ile rozumiem wyrównanie płac, czy bardzo niepopularną decyzję zrównania wieku emerytalnego - statystyka dyskryminuje mężczyzn, skoro żyjemy krócej to czemu mamy pracować dłużej?

O tyle specjalne ulgi dla kobiet pragnących oszczędzać na emeryturę w III filarze, co należy rozumieć jako resztki z Twojej kasy po odsianiu podatków, opłat na Ogólnopolski Związek Zawodowy Wiewiórek "Orzeszek" i kilka innych pomniejszych obowiązkowych datków na podeptane i zasrane trawniki, są kpiną w normalnym kraju. Z zastrzeżeniem, że nasza Ojczyzna do normalnych nie należy - realia są takie, jakie są i ta ulga stricte wyrównuje ekonomiczne możliwości kobiet i mężczyzn.

Teraz co to III filar?

Taki intrygujący wynalazek naszych gadających z ekranów mordek we fraczkach z Wiejskiej w stołecznej wioseczce, wprowadzony przy okazji "reformy" emerytalnej.
Pokrótce - jak Cię stać to odkładasz sobie na emeryturkę nieopodatkowaną Belką (jak zarobisz to zapłać 19% zysku dla dziury w budżecie) kaskę, masz możliwość nawet wybrania metod jej inwestowania- lokaty/akcje/kontrakty/bony skarbowe.

Okazuje się on tak dalece fascynujący, że używa go aż niesamowite 4% całkowitej liczby Zus-odawców wynoszącej jakieś 15,8 miliona szaraczków Polaczków. Jak widać jego popularność i wiedza o jego istnieniu jest tak powszechna, że do akcji promującej zaangażowano samego Prezydenta RP.

Tyle wstępu ekonomiczno-politycznego.
Czas na  rozrywkę z dyskryminacją w tle i poza tłem*.

Osobiście czuję się dyskryminowany, ze względu na brak czytelników. Co nie oznacza, że ukradnę Tira z oponami i zabarykaduje się przed siedzibą TVP i żądając uwagi zatruję i zdemoluję okolicę..
To tylko mały przykład potencjalnych nadużyć tego stronniczego pojęcia.

Stronniczego, bo strona dyskryminowana zależy od punktu odniesienia dla naszego siedzenia.
Mężczyźni są silnie dyskryminowani, niemożliwością osiągnięcia czegokolwiek "na piękne oczy".
Kobiety są również dyskryminowane, faktem gapienia się na ich piersi przez facetów.

Dyskryminujemy się ze względu na orientację seksualną, kolor skóry, wyznawaną religię, wysokość podatków, długość nosa, objętość żołądka, odporność na wodny roztwór etanolu i setki innych czynników.

Tak właściwie, biorąc całkowicie losowego człowieka żyjącego obecnie na Ziemi, dyskryminujemy w ten sposób pozostałą większość żyjących.
 Ot, poprawność logicznie polityczna, choć trzeszczy skrzypi i stęka, to jeszcze nie pęka w starciu z rzeczywistością.

Co zabawne, nawet tolerancja jest formą dyskryminacji.
Przecież, żeby coś tolerować, musimy zakazać innej czynności, tak by stanowiła punkt odniesienia.
Tym samym dyskryminujemy tolerowaną czynność/zachowanie, odmawiając jej bycia punktem odniesienia.

Nawet wyrobienie sobie o kimś opinii stanowi przykład dyskryminacji.
AWESOME!

Ergo - tolerancja to syf, kłamstwo, obłuda i dyrdymałki.

Q.

Ps. * To też jest dyskryminacja  :)

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Jesteś sędzią, prokuratorem i katem?

Uwaga!

Tekst może zawierać ironię oraz śladowe ilości zdrowego rozsądku...

Pisałem już jak uzurpujemy sobie prawa do jedynej słusznej interpretacji prawdy.
Jeśli chcecie wiedzieć co napisałem to poszukajcie...
Niestety w czysto ludzkim zapomnieniu nie dopisałem tam fragmenciku o ocenianiu. 

Oto on:


Jako jednostka ludzka czy fragmencik trybika społeczeństwa nieustannie sramy ocenianiem  na prawo i lewo niczym mewa z ostrym rozwolnieniem:

Jesteś brzydka, mówimy i nic na to nie poradzisz.  Nie pomoże Ci nawet kilotona tapety na mordce.*

I co nas obchodzi, że dla setek innych jesteś piękna bez ulepszeń**.
Mamy w poważaniu, naprawdę głębokim poważaniu brak znajomości okoliczności, olewamy zapis historii prowadzący do takich efektów wizualno-makijażowych.
I robimy to mimowolnie, ot tak jakoś przy okazji  w jakieś 10 sekund?
No raczej nie więcej niż 25...

Ta-ak, starodawny instynkt walcz lub spierniczaj aż się kurzy jest naprawdę skuteczny...

Tylko czy wydawane przezeń wyroki są jeszcze w tym cywilizowanym świecie potrzebne?
Abstrahując od sytuacji w których ktoś chce zgwałcić Twoje nerki nożem, raczej nie...

Czas potrzebny do  przyswojenia ilości danych wymaganych do racjonalnej oceny sytuacji  i/lub osobnika raczej nie wyraża się w sekundach. Tak dla porównania rozprawa sądowa potrafi trwać nawet kilka lat.
Nie zawsze z powodu poronionych przepisów prawa i braku czasu i chęci sędziego.
Z powodu porąbanej złożoności sprawy.

Każdy maciupki elemencik układanki, każdy tyci tyci fakciątko musi trafić na odpowiednie miejsce - to trwa.
To dlatego zaistniały dziesiątki przysłów mówiących mniej więcej:

Trzeba lat, wielu lat by poznać człowieka...

A my bach i ocena-etykietka na plecy i traaach kop w miejsce, gdzie plecy tracą szlachectwo nazwy okraszony okrzykiem: Następny...

I tak codziennie setki, tysiące razy...

Nawet ja prowadząc tego bloga,  mimowolnie robię podobnie.
Piszę: to jest fe,  a tamto kukuryku.
Staram się to ograniczyć.
Nie wlepiać etykietek samemu.
Pozwolić Wam na wolną decyzję:

Ok, on piszę że to jest blee fee i fiubździu, ale ja się z tym nie zgadzam, ponieważ w 10 linijce 1 słowie popełnił błąd! Więc to on jest tępym bucem!***

Stąd czasem otwarta, pozbawiona wniosków struktura niektórych wpisów.
Wtedy musicie pomyśleć, zapytać samych siebie czy to tak naprawdę wygląda?

Czy mogę to jakoś zmienić? I jak mogę to zmienić?

* Taka prawda dziewczyny, no jedna z interpretacji...
** No może dla tych kilku zaślepionych uczuciami... I tak nieźle, prawda?
*** Okropna traumatyzacja...

Q. 


Ps. Czasem po prostu nie mam żadnych sensownych konkluzji w momencie publikacji.
A hołdując zasadzie - jak napisałem tak jest, nie dodaję ich w późniejszym terminie.

sobota, 19 kwietnia 2014

Tęczowa tolerancja?

Poniższy tekst zawiera literackie przerysowanie sytuacji rzeczywistej, cóż niektórzy nawet tego jeszcze nie załapali...


Więc jeśli jesteś osobą z alergią na porównania i inne zabiegi artystyczne -> Przed przeczytaniem skonsultuj się z lekarzem lub psychiatrą. Niewłaściwe odczytanie grozi ostrym butt-hurtem i możliwymi problemami w sferze psyche.



 A oto kolejne nasze polityczno-społeczne pustosłowie:


Tolerancja...



I nie ta tolerancja dla tęczy na pl. Zbawiciela w stołecznej wsi Warszawie.

Ta wynikła z szacunku dla innych, ze zdroworozsądkowej akceptacji ich przekonań, niezależnie od wyznawanej ideologii politycznej czy religijnej...

I rozumiem że można mieć granicę dla tolerancji, ale czy powinna wyglądać ona mniej więcej tak:


Nie jesteś hetero? Ty cioto, my już cię naprostujemy!

Nie interesuje cię piłka nożna? Toś nie jest facet!

Głosujesz na partię X? Ty parchata purchawo, zapluty karle reakcji!

Nie jesteś katolikiem? To nie jesteś Polakiem!

Masz inny kolor skóry? Wypierniczaj do swego zaścianka!

I wiele innych podobnych przypadków.
Patrząc na to z "przymrużeniem" oka - ot zwyczajne problemy społeczne.
A teraz dla drobnej odmiany spójrzmy wprost, bez przemilczeń, bez ułaskawień.

Jak niewiele dzieli nas od znienawidzonej ultra-nacjonalistycznej ideologii III Rzeszy?

I kiedy się z nimi w tym idiotycznym pędzie zrównamy?

W 70 lat udało się nam zapomnieć, dokąd prowadzi obrana przez nas ścieżka.
A przecież w  mediach dudnią i stękają politycy, a ich złotouste słowa o zielonej wyspie przyjaznej wszystkim, prawnym niebie, cudownym społeczeństwie, gdzie tolerancja jest powszechna jak tlen, z ochotą radośnie płyną w świat. Gdy na lekcjach religii lub etyki, oprócz formułek do wyuczenia słychać miłujcie wszystkich jak siebie samych na równi z czyńcie dobro.

Hipokryzja niczym morze szumi i pluszcze nad naszymi działaniami.

A naiwny człowieczek pyta się:

Czy o taką Polskę walczyli nasi przodkowie?

I czy taką właśnie Polskę chcemy pozostawić na naszych następców?


Q.

Ps. Ja osobiście potrafię zaakceptować dowolną religię, o ile nie nakazuje ona zabijać się wzajemnie i/lub intensywnie "mnie" indoktrynować.

piątek, 18 kwietnia 2014

Tabu?


Osoby pruderyjne i dzieci poniżej lat 18, nawet pod opieką dorosłych robią w tył zwrot i szukają sobie ciekawszych zajęć.

Dzieci i pruderyjni na pocieszenie: Dla was muzyczka.



Całą resztę zapraszam dalej:




Tabu -  temat zakazany społeczną konwencją. Zwykle odnosi się do sfery fizyczności człowieka, no dobra macie mnie. Chodzi o seksualność odartą z metafizyki, którą to sobie bardzo cenię.


Jak dla mnie tabu to bardzo wygodny sposób w jaki dorośli zamykają dzieciom drogę do poznania odpowiedzi na tematy poważne i niewygodne dla dorosłych. 

Coś jak - to jest tabu, nie zrozumiesz. Dowiesz się co to oznacza jak dorośniesz.

Tylko to miało sens w epoce przedinternetowej.
W chwili obecnej takie gadanie to jak strzał z adrenaliny dla rozszalałego byka.
Tak potraktowane dziecko rusza w internety i znajduje?

No właśnie co?


Kolejne opisy, bądź filmy w stylu pieprzyli się jak króliki; jej usta były jak grill, jego żądze skwierczały niczym tłuszcz na patelni, a jego męskość sięgała okolic jej śledziony...

Literackie dno.

I wiem co piszę.

Czytałem dziesiątki takich opisów. 

Czytałem również autobiografię prostytutki,żyjącej na początku XXw. w Chinach, która wyszkoliła się później na gejszę.
Ogólnie trochę takich dziwnych książek przeczytałem:
M. in . pozycję traktującą o ilościach kochanków co bardziej rozpustnych królowych i ich dalszych losach ( były zwykle tragiczne). Ale to już temat na osobną dysputę. 

W większości książek dla podstarzałej młodzieży w pewnym momencie pojawia się siermiężny i mniej lub bardziej pruderyjny opis tete a tete głównego bohatera/bohaterki i dowolnego, atrakcyjnego fizycznie charakteru o niebanalnym umyśle.

O ile za pierwszym razem coś takiego może robić wrażenie na 16-17 letnim podrostku, o tyle czytanie po raz n-ty zbliżonego opisowo "zwrotu" akcji, po prostu robi się nudne:

Poliż ciało zgodnie z ruchami Browna. Ugryź, pośliń, powtórz w innym miejscu. Następnie umieść ciało A i ciele B i wykorzystaj tarcie, rozpaczliwie posapując, aż do osiągnięcia sążnistego spełnienia.

Przypomina instrukcję obsługi kosiarki?
Lub budowę dzidy?

Na drugim biegunie mamy opisy kwieciste, stylizowane na kulturę Wschodu, skoncentrowane nie na samym akcie fizycznym, co na dominancie emocjonalnej.
Tu już bywa ciekawiej. Nawet znalazłem polską pozycję: "Hikikomori"  Tomasza Przewoźnika.
Jak lubicie s-f zmieszane z polskimi realiami i kulturą duchową buddyzmu, to polecam.

Jednak brakuje pozycji ze środka, takiego połączenia tabu fizyczności z metafizyką, emocjami.
A wracając do tematu:

I jaki wpływ ma taka szmirowata tandeta literacka i wizualna na późniejsze życie takiego dzieciaka?

I czy w takim znaczeniu tabu ma jeszcze sens bycia?

Q.


Ps. Nie biorę na siebie żadnej odpowiedzialności, za wasze zgorszenie, piwoniowe wykwity na polikach i inne takie. Macie wolność wyboru: czytam lub nie. Cała reszta to wasza odpowiedzialność za podjętą decyzję.


czwartek, 17 kwietnia 2014

1000 dróg do zrozumienia

Jakimś nierozważnym losu trafem moje wynaturzone abstrakcyjnie aberracyjne notatki pisane w dziwnej strukturze rzeczywistości wirtualnej osiągnęły pułap ponad 1000 czytaczy...


Czyli po naszemu mam nadzieję że wszystkie z ponad 1000 wejść skończyło się czytaniem, a nawet jeśli uciekliście na widok nawarstwienia literek, to i tak dzięki za nadzieję, że moje gryzdanie coś zmienia  :)

Biorąc pod uwagę czas w jakim udało się to osiągnąć oraz fakt, że moje teksty od czasu do czasu to teoretyzowanie dla samej sztuki teoretyzowania, które jest swoistą formą pewnego rodzaju sztuki zapętlenia umysłu w pozornie nieskończonym paradoksie logicznym kończącym się całkowitą teoretyczną afiksacją czytających jest to coś niezwykłego.

A ponieważ osiągnięcie takiej ilości zrozumienia nie przyśniło się  żadnym filozofom na przestrzeni lokalnej emanacji czasoprzestrzeni, pomogliście mi osiągnąć coś awesome.

Dzięki raz jeszcze!

I jeśli macie jeszcze niedosyt...
Lub nie lubicie uciekać przed literkami...
Do zobaczenia wkrótce!

Q.


Ps. Szczególne podziękowania dla kogoś o IP z  USA używającego IE za sztuczne nabijanie licznika...

Dlaczego?

Wątpliwości... Ogarniają każdego z nas, no tych używających resztek umysłu...  Myślimy "Dlaczego?" czasem nawet tworząc z dlaczego całe dziedziny nauk, koncepcje religijne lub filozoficzne.


Często jednak, z każdej cząstkowej odpowiedzi "Dlatego, że..." mnożą się kolejne dlaczego...
Tak na kilku losowych przykładach:

Dlaczego fizyka, dzięki  której poznajemy, i opisujemy nasze otoczenie, haniebnie zawodzi gdy próbujemy opisać dowolne ludzkie osobowości?

Dlaczego te ponad kilogramowe galarety biochemicznych związków o nazwach przypominających narzędzia wyrafinowanych średniowiecznych tortur, potrafią opisać niemal wszystko dookoła?

Dlaczego, głupota czyni nas szczęśliwymi? 

I czy to pokrętny plan  jakiejś boskiej ewolucji?
Wytępienie depresyjnych jednostek myślących, kręcących się w błędnych kołach wątpliwości, przy pomocy szczęśliwych durniów? A może to tylko kolejna odsłona kontrolowanego szaleństwa mojego umysłu?

Dlaczego żyjemy? 
Dlaczego żyć mamy? 
Czy nawet po co żyć mamy?

Tych i wielu innych odpowiedzi szukały i szukać będą setki pokoleń, spisując swoje mrzonki, porażki i koncepcje w najróżniejszych formach filozofii, religii czy mniej lub bardziej logicznych nauk...

Najzabawniejszy jest w tym wszystkim fakt, że każdorazowo mogą oni mieć rację, jednocześnie okropnie się myląc.
Zwykle w tym miejscu napisałbym ironiczną dykteryjkę o niesamowitej złośliwości kwantów, czy kolejnym niefizycznym paradoksie Schroedingera, lub też cynicznie wysunął wniosek o uzurpowaniu sobie praw do prawdy... 

Robiłem już tak, może nawet będę robił dalej.

To zawsze łatwiejsze niż otwarte przyznanie się do własnej ignorancji.
To prostsze, bardziej "ludzkie", od uznania się za pozbawiony znaczenia pyłek, jeden z liczby przekraczającej możliwości zapisu liczby pyłków w całej dotychczasowej historii otaczającego nas świata.
Takie zaprzeczenie własnemu ego, instynktownemu poczuciu własnej wartości.

Jednak za wiele pytań nie zostało jeszcze sformułowanych...
Za wiele ciekawości gdzieś tam rzuca się jak potwór w klatce mojego umysłu.

Pomimo usilnych starań polskiego systemu edukacji, ba nawet całego społeczeństwa, milcząco wspierającego wychowywanie kolejnych ludzkich robocików:
- Wchłoń wiedzę.
- Bezrefleksyjnie wypluj wiedzę.

Tylko ile tak można, tak walić głową w mur?
I co upadnie pierwsze? 
Mur czy moja czaszka?

Q.


Ps. I dlaczego w radiach puszczają taką koszmarną szmirę, zapominaną w 3 miesiące od daty premiery?



wtorek, 15 kwietnia 2014

Kiedy nie wiesz co pisać, napisz cokolwiek....

Tekst z kapelusza, napisany jako rodzaj ironicznej fikcji z zacięciem grafomańskim. Tak dla odsapnięcia od powagi :


Skoro już opisałem dlaczego kobiety nie inwestują, to idąc za ciosem opiszę prapoczątki tego fenomenu:
Ludzkość z samczego punktu widzenia  popełniła zasadniczy błąd ewolucyjny w momencie w którym samica poróżniła dwóch samców (A i B).

Brzmiało to jakoś tak (czas niestety nie jest wbrew pozorom naszym przyjacielem i nie ułatwia mi tłumaczenia):
-UIIIK UUIUUKK IUUUK? (Samica)
- uuk iuk uik! (A)
-iiik iuik uk uuuuuk... (B)*
...
W efekcie nastąpiła gwałtowna eskalacja w efekcie której  A wziął gałąź i strzelił B w łepetynę, co było ówcześnie akceptowalną metodą podkreślania argumentów w dyskusji, niestety B znając cheaty czasoprzestrzenne, zadzwonił z iStone'a do pewnego lokalnego bóstwa, a kilka dowolnych momentów później wyciągnął kałasza zza pazuchy swego nastroszonego futerka i przerobił A na wojskowe racje żywieniowe w ołowianych puszkach nieskończonym terminie ważności (za to bardzo zdrowe - bez konserwantów i sztucznych barwników).

I prawie wszyscy byli z tego powodu bardzo zadowoleni...
Zwłaszcza samica, nazwana wiele tysięcy lat później przez swych sterroryzowanych pantoflem potomków genetyczną Ewą...

Pewna grupa poszukiwaczy nadprzyrodzonych zjawisk
uparcie twierdzi, że całe to zamieszanie było wyreżyserowane przez bóstwo lokalne, wkrótce ubezwłasnowolnione za niepoczytalność...
I mają rację, tylko nikt im jakoś nie wierzy...

* W wolnym tłumaczeniu (szybkie zawiodło, bo Google się zbiesiło i nie ma małpiego):

-Kto chce mieć ze mną tabuny tabunów** młodych i do końca życia przynosić mi mnóstwo mnóstwo*** jedzenia i błyskotek?
-Chyba do szczętu Ci padło na móżdżek!
- Stary chyba zgłupiałeś(w oryginale bardziej dosadnie, ale przecież czytają to również dzieci), to oferta, która nie powtórzy się do końca życia...

** dawna jednostka liczności, obecny odpowiednik skali to  ilość asteroid w Układzie Słonecznym pomnożona przez kwadrat pi.

*** Szacunkowa ilość atomów węgla zawarta w skorupie ziemskiej.


Q.


Ps. Wszelka zbieżność wydarzeń i postaci z wydarzeniami faktycznymi pozostaje niedookreślona przez zgraję małych złośliwych kwantów prawdopodobieństwa, które nie chcą dorosnąć - skolapsować...
Ot wolność bez odpowiedzialności...
Ale kto kwantom zabroni...

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

A wolność to?

Mógłbym napisać kolejny gniewny post. Porzucać sobie słuszne gromy na prokuraturę, rodziców i wiele innych osób. Nie zrobię tego. Napiszę o czymś, o czym oni chyba jakoś zapomnieli...


Pewien mądry człowiek powiedział: 

"Jeśli ludzie są wolni i równi, muszą być osądzani,a nie niańczeni".

Inny równie mądry człowiek napisał:

"Wolność oznacza nie tylko, że człowiek ma zarówno możliwość wyboru, jak i niesie jego brzemię; oznacza także, że musi on ponosić konsekwencje swoich czynów..."

Wolność = odpowiedzialność.

Równanie to stanowi fundament demokracji. Wprost opisuje zależność, będącą kamieniem węgielnym europejskiej cywilizacji.

A jednak tego nie dowiemy się w szkołach. Tego nie uczą nas filmy, "piosenki" w radiu.
Nie mówią mam tego prawdomówni politycy z lewa, prawa i środka.
Nie usłyszymy tego prostego równania w kościołach, na wiecach i spotkaniach kółek wzajemnej adoracji.

Wszyscy milcząco uznali, że to pewnik, stała.
Równie oczywista jak istnienie Słońca, Księżyca i siły grawitacji...
O tym jak wszyscy milcząco się mylą, wiadomo od dawna.
Pokazują to nawet ostatnie wypadki...

Niedawno kpiłem z edukacji, punktowałem naiwność i pisałem wiele innych niestety okropnie prawdziwych rzeczy.
Przytakiwano mi. Masz rację, mówili, to przecież oczywistość....
Jak ja mogłem/mogłam tego nie zauważyć szeptali po kątach....
To takie widoczne, tak jak nasze równanie wolność = odpowiedzialność.

Stoję teraz przed dylematem:

Czy warto? 
Czy warto poświęcać czas, siły i szczątkowy talent pisarski?
Czy to cokolwiek zmieni w życiu choćby jednego z Was nieliczni czytelnicy?
Czy warto podejmować odpowiedzialność za kolejne pisane tu słowa?

To zarazem wolność mojej decyzji, ale również przyjęcie odpowiedzialności w przypadku, co prawda niemal nierealnym, że coś się w Waszym życiu zmieniło...

Jednak zanim podejmę decyzje, jeszcze trochę napiszę:

Każdy z nas wielokrotnie stanie przed takim problemem:
Moja wolność teraz, moja odpowiedzialność w przyszłości...
Będzie się krył w pytaniu o wybór uczelni, kierunku studiów.
Znajduje się w głosowaniu kolejny raz na tę samą mordkę, wiszącą smętnie na plakacie wyborczym.
W wyznaniach  miłości również skrywa się to stwierdzenie.

Mam wolność wyboru osoby którą kocham, ale również podejmuję się zobowiązań wobec niej, teraz i w przyszłości.
Kochać to nie tylko feromony i żądze, nie tylko  przypadkowe spojrzenia, trzymanie się za łapki na spacerze w słoneczny dzień. Nie tylko przyssanie się w pocałunkach, oplatanie się rękoma na wzór macek ośmiornic.

Kochać znaczy również troszczyć się, dbać o bezpieczeństwo i szczęście ukochanej osoby.
Jeśli nie jesteśmy w stanie podjąć tego wyzwania, to może jednak nie kochamy, a to co wydaje się być wielką miłością jest tylko kolejnym zauroczeniem, przejściowym zafascynowaniem drugim człowiekiem.

Zbliża się lato, ciepłe dni sprzyjają wielkim wakacyjnym "miłościom".
Myślcie zanim Wasza wolność stanie się waszą odpowiedzialnością.

Q.


Ps. Taką  wolnością wyboru dysponuje każdy, nawet pijany kierowca...
Czemu więc, będąc dość wolnym by usiąść za kółkiem, ze względu na wiek ma uniknąć odpowiedzialności?


niedziela, 13 kwietnia 2014

Tragedia? Nie dla mnie...

Chyba cała Polska słyszała już o wypadku w którym śmiertelność 9 osobowej grupy docelowej wyniosła 77,78% a średnia wieku oscylowała ok lat 15.


Uznajcie mnie za gnoja, drania i człowieka pozbawionego serca i empatii i ogólnie skur..syna, ale ja się z tego cieszę.

Cieszę się, że to była pusta droga nocą, a nie przystanek autobusowy w godzinach szczytu.

Cieszę się, że zabili tylko siebie, a nie kilka - kilkanaście innych przypadkowych osób.

Ba nawet myślę że nasze społeczeństwo na tym zyska.
W końcu to czysto darwinowski odsiew głupoty powyżej wartości granicznej.

Mam nawet to szczęście, że jako kierowca znam drogi w promieniu 20-30km od miejsca tej katastrofy.
Jeździłem po nich...

Są tam miejsca gdzie 90-100km/h = natychmiastowa śmierć.

Gdzie 80km/h to sport ekstremalny.

 Piszę tu o drogach wojewódzkich w XXI wieku  w kraju który pretenduje do miana wysoko rozwiniętego cywilizacyjnie.

Czy mam kwalifikacje by tak pisać?

Czy 4 lata za kółkiem, ponad 13 tysięcy wyjeżdżonych w niemal każdych warunkach kilometrów na polskich drogach śmierci, prawko w 1 podejściu  i 14 lat świadomej obserwacji zachowań kierowcy o niemal 20 letniej bezwypadkowej karierze kierowcy wystarczą?

Może tak, może nie. Z pewnością to nieskończenie więcej doświadczenia niż miały te głupole przed skończeniem na drzewie.
Ba widziałem wóz po bocznym uderzeniu w drzewo. Autko średniej klasy -  VW Passat wpadł w poślizg  z prędkością 70-80 km/h po najechaniu na kupkę liści i skończył w drzewie.
Powstała ponad 60 cm średnicy dziura w miejscu prawego słupka B (miejsce pasażera).
I nie był to grat od Niemca, który płakał sprzedając szpachlę na kołach, tylko nówka brana z salonu po 2 latach serwisowania u dealera.

Pomyślicie, drań skończony. Bez współczucia dla rodzin ofiar.

Mojej rodzinie nikt nie współczuł, gdy chłopak w moim wieku (miał 24 lata, ja mam 22)
testował osiągi swojego nowo kupionego BMW na 8cm głębokości koleinach wybitych przez 5 tysięcy tirów dziennie, zachrzaniając ponad 200km/h. Był trzeźwy, a stracił panowanie nad bryką i potrącił mojego dziadka prawidłowo idącego poboczem.
Policja ustaliła ok. 160km/h w momencie uderzenia po 80m ostrego hamowania.
Oszczędzę wam opisu obrażeń.


I nawet gdyby to wydarzenie nie miało miejsca to czy chromolonym obowiązkiem rodziców nie jest wiedzieć gdzie pałęta się ich 13 letnie dziecko?? Gdzie włóczą się ich nastoletnie pociechy??
Gdzie jest ich odpowiedzialność za własnych potomków??

I wreszcie w jaki sposób nastolatek może podpierniczyć samochód bez wiedzy rodziców??


Nie twierdzę że to mnie usprawiedliwia, po prostu czasami mam już dość biadolenia...
Q.


Ps. To nie jest odosobnione zdarzenie... To fragment serii...
Parę lat temu jakieś 5 km od mojego domu, lokalne chłopaki na podobnej drodze urządziły sobie to fast to furious.
Też było drzewo...
I czterech w trumnach.
Mieli 20-25 lat.
Myślcie jak jeździcie.
Q.

sobota, 12 kwietnia 2014

Nieedukacja...

Trafiłem na ciekawy tekst: Tada. Przypomniało mi to, że kiedyś pisałem już o edukacji. Poniżej ten tekst po pewnym liftingu :)


Nie wiem czy z racji wieku moją wypowiedź można traktować w jakikolwiek poważny sposób (inne aspekty pomijam milczeniem), ale tekst zlinkowany powyżej wniósł mniejszy lub większy kawałek śmietnika jakim jest Polski system edukacji na światło dzienne.

Tym niemniej problem jest wielowątkowo rozszczepiony przyczynowo, a łatanie go kolejną reformą przypomina pracę naszych kochanych drogowców nad słynnymi dziurami w drodze.

Ciskane są gromy na prostactwo edukacyjne - jest to  gigantyczny problem, ale jeśli ktoś chce się czegoś nauczyć to znajdzie na to sposób vide moja paskudna osoba czytająca więcej niż 10 - 20 statystycznych Polaków i wielu innych "głodnych" wiedzy. Przypadki tych którym się nie chce opisano w innym tekście na tym blogu.

 Zapaść kultury edukacyjnej, pojętej jakkolwiek to sobie umyślicie, widać od połowy lat 90., a osobiście uważam że ten trend będzie raczej paraboliczny w kształcie o pierwszej pochodnej z opisującej go funkcji wyraźnie in ++ [ dla niewtajemniczonych - trend silnie rosnący].

Tu rodzi się pytanie czy można się spodziewać wkroczenia sinusoidalnej linii wzrostu/upadku kolejnych cywilizacji i jeśli takk to w jakim okresie czasu, oraz w którym momencie wzrostu/spadku jesteśmy.

Niewspomniane wcześniej  kwestie językowe - mamy coś co przypomina wtórną deewolucję językową, jest to natomiast w pewien sposób uzasadnione zmianą tempa napływu informacji do zwerbalizowania i niedoskonałościami przecież tak doskonałego aparatu mowy.
I ty mamy dualne możliwości rozwoju - ewolucja nowomowy, lub też wyewoluowanie nowych jeszcze bardziej uproszczonych form komunikacji - być może opartych na symbiozie implantów w ośrodkach mowy w mózgu i systemów łączności krótko- i długo-dystansowej - głosy tych którzy twierdzą że to szkodliwe dla mózgu i powoduje nadmierną aktywność komórek mutujących do postaci rakotwórczej sobie z uprzejmym milczeniem pominę.
Tak samo pominę sobie tym razem z wyniosłą pogardą nasza młodzieżową "mowę mięsną";
cóż grilla z tego się nie zrobi więc i po co marnować na to czas.
Żenadę polityczną mamy na co dzień aż do znudzonego zachłyśnięcia tym syfem - czyli omijamy szerokim łukiem ( kupy się nie tyka).

Czy oś problemu  mogą stanowić takie rakopodobne w rozroście prawa uczniów?
Tak i nie.
Tak, bo nikt ich nie nauczył jak myśleć  rozsądnie o obowiązkach,
i nie, skoro są też jednostki odpowiedzialne (Niedawno jedną taką poznałem, prawdziwy z niej aniołek ).

Większy problem stanowi fakt zaniku wzorców w rodzinie - wraz z rosnącymi tzw. "dziurami międzypokoleniowymi" coraz więcej młodych ludzi, notabene takich w moim wieku również, autorytetów szuka na ślepo (metodą prób i nierozpoznanych błędów),jak zwał tak nazwał i koniec. Zwykle jednak takim wzorcem stanie się starszy kolega, znany celebryta, postać z filmu o niczym...
Ale dość trucia o wzorcowaniu się na szambie z braku perfumerii - parafrazując Big Cyca.

A kompetencje nauczycieli? A może ich brak?

Jednak trzeba wziąć pod uwagę warunki łagodzące:
- szalone zmiany programu nauczania
- niską płacą za niewdzięczną pracę rozbijania zabetonowanych bzdurami głów uczniowskich
- wspomnianą już uczniowską leniwcowatość powszechną (najczęstsze objawy to zanik wyższych funkcji poznawczych)
I wiele innych spraw mających wpływ, a z litości nad czytelnikami niewymienionych.


Dobra teraz mniej wytrwali mogą już odpaść - zostaje część dla wielbicieli mocnych niekoniecznie prawnie niedozwolonych używek czytelniczych, czyli kilka słownych obserwacji problemu z czasem pierwszej ręki.

Czuję się idiotą szwendającym się pośród kretynów w świecie gdzie normalność zamyka się w pokoju bez klamek, a każdy kto stając przed szeregiem uświadamia innym jak wiele głupoty mają do nadrobienia staje się bożyszczem tłumów....

Bonus, w sumie nieplanowany: 

"Bo świat jest ich pełen" 


Wy którzy w skisłych ścianach umysłowej paranoi zamkneliście siebie... 

Każdemu kto ośmieli się być głupcem w skretyniałej krainie... 

Każdemu kto ośmieli się wspiąć po zrozumienia drabinie... 

Każdemu kto w gwiazdy spojrzawszy iluminacji dozna... 

Każdemu który zaszywszy się w skrytej górskiej dolinie prawdy zechce usłuchać.. 

Każdemu co poznawszy prawdę odwagę ją ma wygłosić... 

Każdemu takiemu śmierć ogłosiliście. 


Q.


Ps. Od tego tekstu  wszystko się zaczęło. Ta moja dalsza pisanina jest efektem kilku pozytywnych słów uznania, zaplątanych między uwagi o nieczytelności...
Jak niewiele czasem trzeba by zmienić rzeczywistość...



piątek, 11 kwietnia 2014

Taka piękna nierzeczywistość vol.3

Udało mi się złapać rytm i może w końcu złośliwy punkt skupienia uwagi uniwersum przeniósł się gdzieś indziej. Może nawet napiszę coś ciekawego... Może nawet trochę literacko pobrykam ...


W przelocie chwytam klucze i wychodzę...

Delikatne plaśnięcie drzwi o framugę nieomal wyrywa mi bębenki uszne. A jeszcze czeka mnie ta cholerna winda...

Perspektywa wytrzęsienia w tym hurgoczącym pudle rodem z piekieł zdecydowanie nie poprawia mi samopoczucia. Kilkanaście potępieńczych sekund później z cichym westchnieniem wytaczam się na ulicę.

Zapach śpiącego miasta, unikalna kombinacja spalin, resztek smogu z nutką papierosów, wczorajszego obiadu i  fetorem chorego psa,  o oleistej fakturze przyprawia mnie o dodatkowy, jakże niepotrzebny zawrót skatowanej głowy.

Wpatrzony w nierówny chodnik powoli wlokę się do przodu, chaotyczne zmiany światła rzucanego przez latarnie  w mrok niczym perwersyjne wyzwanie w połączeniu z cichą muzyką łagodnie sączącą się do uszu hipnotyzują. Jasno, ciemniej, jasno, ciemno, kroki podświadomie synchronizują się z rytmem perkusji.

W końcu myśli zwalniają niczym spłoszony koń, od szaleńczego galopu poprzez energiczny cwał do statecznego stępa, w końcu zaczyna wracać  pancerna ołowiana ściana rozsądku, ten mój jakże potrzebny bunkier na zgromadzone w mrocznych  zakamarkach szaleństwo.

Spokój...
Ile trzeba cię cenić ten tylko się dowie kto cię stracił i odzyskał...
Pojawia się, wkrada niczym złodziej, ale przynosi ulgę...
Krok staje się bardziej sprężysty, w kącikach fragmentu ciała który ma przypominać usta błąka się cień uśmiechu...

Zaczynam przypominać sobie kolejne elementy snu, kawałki gargantuicznych puzzli zawierające fragmenciki kolorów, faktur i emocji. Czas na ich spokojną, metodyczną w dokładności analizę i reinterpretację.

Pogrążony w odmętach i labiryntach umysłu, kompletnie nie zauważam współczesnego Minotaura.
Jego istnienie zostaje eksperymentalnie odnotowane w momencie brutalnego zderzenia niesprężystego.
Któż to ośmielił się złośliwie postawić latarnię w tak durnym miejscu?

Jak zwykle emocje są szybsze od rozsądku, ale już wyczuwam jak cynizm niczym wąż wysuwa lśniące ironią kły... Przynajmniej spuchniesz symetrycznie, może nawet wypiękniejesz z takim limem.
Z głębi gardła wyrywa mi się chichot szaleńca. Wypięknieję... Mhm, aha, jasne... Równie dobrze można uwierzyć w szczere intencje polityków...

Szelest za plecami podrywa na baczność wszystkie możliwe instynkty przetrwania...
Odwracam się, włosy jeżą się na karku, strach kreuje kolejne wersje piątku trzynastego...

To tylko jakiś facet z psem, możliwie dyskretnie próbujący opuścić okolicę...
Jakoś mu się nie dziwię, sam bym uciekał, śmiech towarzyszący tej myśli działa na niego jak smagnięcie batem...

Pora wracać, rano też jest dzień do przetrwania, rozsądek przedziera się przez skomplikowane mandale myślowego chaosu... Kroki same niosą mnie spowrotem...

Q.


Ps. Dziś mi się udało... Czy będzie vol 4? Czas, okropny złośnik będzie musiał dać Wam odpowiedź...

czwartek, 10 kwietnia 2014

Brainsqueezer

Napisałem to  jakiś czas temu, choć cały czas ewoluuje przybierając coraz bardziej wymagającą formę. 

Jest to typ tekstu przy którym  mózg wypływa uszami a oczy łzawią...

Zostaliście ostrzeżeni.


Czytacie opowieść na temat tunelowania fononowego kropki kwantowej w podwójnej trójdennej studni antypotencjału.
Wszelkie prawa do reklamacji tekstu wygasają wraz z przeczytaniem tej wiadomości.

Niedyskretnie rozważając zagadnienie tunelowania fononowego słoniokształtnej kropki kwantowej w n wymiarowej studni antypotencjału debilistycznego w ramach ogólnego modelu holistycznie współistniejących słoniokropek kwantowych, rozważający te zagadnienie musi dojść do wniosku zgodnego z lokalną afiliacją afiksacyjną związaną bezpośrednio ze stopniem paradygmatu wewnętrznego rozmycia logicznego rozważanego problemu.

Tymniemniej oznacza to że problem jest nierozwiązywalny w nieeuklidesowskiej przestrzeni przepełnionej recyklingowanym "tym" momentem, który umysł rozważającego wybiera w sposób nie całkiem pseudolosowy z nieskończonej parareli zbioru nieskończonego wyższego rzędu zawierającego wszystkie możliwe iteracje tego zbioru dozwolone w ramach ogólnie niekompetentnych praw wszechświata.

Q.


Ps. To było pisane na trzeźwo :)

Ps2. Komentarz do tego tekstu stał się nazwą bloga...

Coś mi uciekło...

Tu miała powstać 3 część "Takiej pięknej nierzeczywistości". Jednak po dwóch godzinach walki z samym sobą powstał tekst nierówny i ogólnie be fe i ohyda...  



Odrzuciłem go...
Zabrakło mitycznej nierelatywistycznej cząstki natchnienia trafiającej w obszar wielkości łepka od szpilki.
To coś co nie przyśniło się dowolnym filozofom na przestrzeni lokalnej emanacji czasoprzestrzeni.

Człowiek trafiony taką cząsteczką wpada w twórczy szał.
Projektuje epokowe wynalazki, pisze eposy, owija sobie wokół palca najpiękniejsze dziewczyny.
Wszystko to  jakoś tak mimochodem. Bez wysiłku, bez stresu i od razu doskonale.

Perfekcja w stylu instant. Wystarczy zalać czasem.

Kompletnie nad tym nie panujemy...

Raz jesteśmy pełni idei, oceany pomysłów przyjemnie w nas bulgoczą
A chwilę później dekonstrukcja wykorzystująca alogiczności w strukturze paradygmatów
pozostawia dymiące szczątki nadgniłych znaczeń i sparszywiałych idei, dokładnie w chwili gdy zamierzamy nasz niebyły ocean trochę uszczuplić.

Cóż może następnym razem wszechświat przestanie się zabawiać Waszym kosztem i pozwoli mi wykorzystać tę malutką garstkę ocalonych pomysłów do napisania wyczekiwanej kolejnej inkarnacji fikcji literackiej ciasno splecionej z rzeczywistością.

Q.






środa, 9 kwietnia 2014

Taka piękna nierzeczywistość vol.2

Proszono mnie o kontynuację, ba nawet  błagano niemal na kolanach o napisanie książki na bazie poprzedniej części... Na książkę sobie pewnie długo poczekacie, ale ciąg dalszy może pojawić się już teraz:

...
Serce przyśpiesza, szum gorącej krwi dudni w zakamarkach głowy.

Donośny huk upadającego krzesła brutalnie wyrywa mnie z cudownego snu. 
Kilka sekund później rosnący ból potylicy skutecznie zaciera senne wspomnienia.

Ileż bym dał, aby ten sen mógł trwać, jeszcze kilka radosnych  femtosekund wyrwanych z paszczy szarej codzienności.
A samotność z niespotykaną siłą rozdziera mi serce, ciągle bijące radosnym oczekiwaniem na jej kolejny uśmiech.

Fala emocji powoli i  bezlitośnie przepala kolejne bezpieczniki w moim poobijanym mózgu.
Czarne mroczki  szybujące wokół wpółprzymkniętych powiek sugerują szybki koniec ostatniej linii zabezpieczeń.
Powietrza, myślisz resztkami skołowanego rozsądku, nieprzytomnie wodząc wzrokiem po otoczeniu.

Zakładam kurtkę, buty, nie chcę jej już  nosić, ale wiosna w tym roku okazała się kapryśna niczym nastolatka przy wyborze sukienki na bal maturalny.

Przypadkiem spoglądam w lustro:
Odbijająca się w nim twarz troglodyty w czarnej kurcie do pół uda, z widocznym jak na dłoni bolesnym grymasem obiektu, który w nieuzasadnionych porywach optymizmu nazywam twarzą nie pozostawia mi złudzeń.

To tylko sen, sen jakich wiele. Jednak kapryśna bestia męskiej nieoficjalnej intuicji nie daje mi spokoju.
Zbyt rzeczywisty ten sen, zbyt szczegółowy. Tylko sen. Zdecydowany zakończyć ten wewnętrzny cyrk rozterek w przelocie chwytam klucze i wychodzę...


Ciąg dalszy może nastąpić w chwili którą wyróżnię w zbiorze wszystkich dostępnych wszechświatowi chwil...



I co zrobić, gdy...
gdy wyobrażenia
może marzenia
walą się jak domek z kart....
gdy przez wypaczone wspomnienia
krwawi serce...
gdy myśli biegną w mroku
bez celu,
bezmyślnie,
byle dalej,
nieważne gdzie.
Ważne że....


Q.



Oceń mnie jeśli potrafisz

Wbrew sugestywnemu tytułowi nie napiszę sobie o powierzchownej ocenie powierzchowności skórnej naszych twarzoczaszek. Rzecz się będzie rozchodzić o sensowności lub też jej braku w używaniu testów na IQ.


Czym tak w sumie jest IQ? Szybki googling i miła chwila z Wiki pozwalają stwierdzić, że jest to forma oceny naszej inteligencji w wybranej skali punktowej.

Natomiast inteligencja to coś czego deficyt na tej planecie osiągnął wartości krytyczne.

Patrząc bardziej trzeźwo inteligencja to szybkość przyswajania i  przetwarzania danych przez nasz umysł.
Szkopuł w tym że przetwarzamy dane wielopoziomowo.
Zdecydowana większość testów IQ nadaje się już na wstępie tylko do nawożenia ogródka, a i to nie zawsze...

Te nieliczne perełki które faktycznie coś testują, uwielbiają się skupiać na zdolności do generowania poprawnych skojarzeń.
Chodzi o wsadzenie walca w okrągłą dziurkę, a nie tą sześciościenną, znalezienie kolejnej cyfry w ciągu lub wykluczanie frajera z grupy o podobnych poglądach i inne takie życiowe przykłady.
To tylko w szalonych porywach 50% całości ludzkiej inteligencji.

Gdzieś rozpuściło się testowanie zachowań społecznych. 
Wsiąkło w niebyt niczym ruski trotyl, badanie zdolności do tworzenia pozornie alogicznych powiązań, nazywane intuicją i z nieznanych przyczyn będące wyłączną domeną pań.

A co z zapomnianą w erze 3D i Dolby Digital wyobraźnią przestrzenną? To już nie jest oznaka inteligencji?
Może nie dla hermetycznego plemienia informatyków z krainy dymiącego krzemu...

I wbrew zwyczajowi na pytanie o sensowność odpowiecie sobie sami 

Q.







wtorek, 8 kwietnia 2014

Taka piękna nierzeczywistość

Dziś zupełnie odmiennie, zamiast opisów rzeczywistości, osób i charakterów wprowadzimy trochę radosnej fikcji literackiej. W sumie pomysł wyszedł przypadkowo w rozmowie z pewnym całkiem zastraszająco inteligentnym indywiduum :). Zaczęło się od 2 zdań, potem jakoś temat upadł śmiercią naturalną.
Był jednak na tyle intrygujący w swej nierealności, że aż wart drugiej szansy, nawet jeśli to mój psychodeliczny umysł powoli pisze ten scenariusz:


Scenka rodzajowa:

Piękna kobieta, ja (strange but true?) stolik w gustownym lokalu. Świece, czerwone róże, klimacik i takie cuda.

Widać po niej, że mimo najszczerszych chęci nie rozumie. Nie słucha już słów, zapadła w trans, gruba zasłona przyjemnego odprężenia muska jej wytężone zmysły.
Ton głosu bezwiednie nadaje rytm jej oddechowi. Szybciej, wolniej, delikatnie, sensualnie. Koi, jednocześnie rozpalając gdzieś głęboko nieoczekiwany żar.

Przybycie kelnera delikatnie narusza maskę opanowania na jej spokojnej twarzy.

Przebłysk zainteresowania, przytłumione perfumami feromony, budzą uśpioną hydrę nadziei...
Za wcześnie, jeszcze nie teraz, upominam się ostro w duchu. Spokojnie bo ją spłoszysz.

Wyglądała jak motyl przyłapany na piciu ambrozji. Słowa zaczęły więznąć mi w gardle, widok odebrał dech.

Podniosła wzrok i łagodnie się uśmiechnęła. W moich oczach wyglądało to niczym wybuch supernowej pełnej seksapilu.

Oślepiony pięknem uśmiecham się głupkowato, resztkami rozsądku błagając o cud.

Śmieje się...

Cudowny chór ptasich treli wydobywa się z kształtnych karminowych ust i pieści moje uszy.
Stał się cud, resztki rozsądku rozpływają się pomalutku niczym lody w upalny dzień.

Serce przyśpiesza, szum gorącej krwi dudni w zakamarkach głowy.

A dalej...

Dalej to już inna historia

Natomiast w moim już rzeczywistym przypadku kończy się ona tak:



Była krucha
Niczym porcelana...
Delikatna
Jak płatek róży
Tak idealna...
Że blakł antyczny wzór...
Tak bliska...
Niemal wtopiona w serce...
Lecz odległa
Niczym światło gwiazd
Niedostępna...
Ulotna
Tak jak sen...
I obudziłeś się głupcze z pięknego snu
Lecz ona w nim została...

Dla tej, która wpaja mi optymizm...

Q.

czwartek, 3 kwietnia 2014

Inteligentne kompleksy...

Dziwnym przypadkiem wplątałem się w dysputę nienaukową, o niemęskości męskości obecnych przyszłych mężów i ojców. Tyle tylko, że dyskusja niczym zły piesek urwała łańcuch i pobiegła w stronę uwarunkowania upodobań kobiet co do facetów posiadających górę mięśni i 3 komórki mózgowe błagające o szybką eutanazję.



Z tymi kobietami to niestety prawda, ewolucyjne przystosowanie najsilniejszy ma najlepsze geny w "cywilizowanym" świecie zawodzi, co potwierdza postępujące idiocenie gatunku.
I gdyby to była jedyna przyczyna, świat byłby o wiele bardziej zrozumiały, a ja nie musiałbym wprowadzać pojęcia kompleksu palanta.

Samo pojęcie nie jest moim wymysłem, zostało zaczerpnięte z pewnej książki należącej do serii "Świat Dysku", którą polecam wszystkim którzy lubią filozofię zmieszaną z humorem i podlaną sosem ironii.

Kompleks palanta uwielbia występować u ludzi inteligentnych, w obecności oszałamiająco pięknych i inteligentnych przedstawicieli płci przeciwnej. Zwłaszcza u facetów. Objawia się ścieżką myślową:
- OooOOOoooOOo!!! Ależ ona jest piękna, a ja taki przeciętniak...
Jeśli podejdę i zagadam to potraktuje mnie jak jakiegoś patałacha(głupca).
Nie, nie podejdę, jest dla mnie zbyt piękna (mądra).

W efekcie takiego podejścia rzeczoną osobę podrywa palant, typ machowatego macho, myśl mięśniami, gdzie niedobitki komórek mózgowych kryją się przed potopem etanolu i testosteronu.

Tak działa rzeczywistość, tylko...

Ilu spokojnych, trochę nieśmiałych, ale czułych i opiekuńczych niemal doskonałych ojców straciło swoją szansę w genetycznej ruletce?
Bo byli zbyt inteligentni na bycie głupimi, a zbyt głupi na pozbycie się wątpliwości.
Ilu z nich będzie wmawiać sobie że samotność to ich naturalny stan, że związki, rodzina i dzieci są dla nich nieadekwatne...
Wielu z nich wbije te przekonanie w siebie na zawsze, a ludzkość straci kolejną szansę na stanie się czymś więcej niż zgrają szaleńców biegających w paranoicznym obłędzie...

Wykończyły ich własne inteligentne kompleksy.

Q.


Ps. Nie oskarżam tu kobiet - rozumiem że czekanie na księcia na lśniącym jednorożcu może się znudzić, a wtedy bierze się to co można dostać...