wtorek, 10 czerwca 2014

Iluzoryczność istnienia

Prawda oczywista dostępna dla spostrzegawczych - zmieniła się troszkę kolorystyka tej kiepskiej podróbki bloga, ale nie o tym dziś napiszę.  Więc gotowi na nadciągający orkan migreny?


W sumie zapewne czytaliście moje wcześniejsze popisy, więc siłą rzeczy jesteście mniej lub bardziej gotowi na moje literackie wybryki.
Natomiast jeśli nie lubicie gierek słownych, metafory nie doprowadzają was do ekstazy i nie zadaliście sobie nigdy pytania dlaczego dysharmoniczne jęki nazywamy muzyką, to nie jest  tekst dla Was.

Więc, skoro już wiecie, ze to nie będzie miła wycieczka po moich wypaczonych urojeniach, to może już warto zasygnalizować jak semafor, że nawet i tu pojawiają się czasem pytania trafiające w niezgłębioną pustkę myśli:

Czy dalej próbować opisywać i rozdrabniać się na coraz bardziej błahych fragmencikach ludzkich żywotów, bez jakiejkolwiek nadziei na choćby nikły cień zrozumienia całości? 

Oraz chyba nawet ważniejsze:

Czy to co nas otacza jest prawdziwe, a nawet czy my sami istniejemy? 

I tak, jest to ostateczne pytanie o sens istnienia rzeczywistości jakoś irytującym fantem losu pozbawionej sensu i poczucia humoru. 

Filozofia pytania definitywnie jest skazana na sferę niskich lotów, więc trzeba uważać, żeby nie rozbić się o jakiś pancerny gatunek brzozy czy leszczyny.
Niemniej jednak, jest to jedno z tych pierwotnych, pozornie prostych pytań posiadających bardzo groźne implikacje. Oraz jest to jedna z tych feralnych paskud, które nie dają czasem spać po nocach.

Tak jestem świadomy, że to tak bardzo Matrix. 
Tak bardzo Incepcja i Truman Show.

Tak bardzo fikcja literacka i setki wirtualnych światów w których żyjemy za pomocą pożeraczy prądu i wiader z internetami.

I nawet jeśli słynne Cogito ergo sum wydaje się rozwiązywać problem, to czy jednak  skoro istnieję to żyję ergo myślę?

A co jeśli to nie jest prawda, jeśli to wszystko co nasz otacza jest tylko ulotną iluzją?

Jeśli nasza tylko nasza wiara powstrzymuje nas przed otworzeniem oczu?


Za dużo pytań, za mało odpowiedzi - odwieczna klątwa człowieka.

Przerwę więc sobie nudnawy już wywód dziką zabawną refleksją obarczoną okrasą z cierpkiego śmiechu:

Skoro tak wiele już wiemy o otaczającym nas świecie, o jego działaniu, to czemu cały czas coś nam umyka?
Skądinąd żywię ogromny podziw dla wysiłku ludzi przesuwających granice naszej wiedzy, ale czemu nieustannie żyję z nieubłaganym wrażeniem, że błąkamy się w naszym zrozumieniu tego co nas otacza niczym ślepy we mgle...

I całkowicie abstrakcyjnie podchodząc do problemu, jeśli faktycznie odpowiedź na ostateczne pytanie o życie wszechświat i całą resztę tego bałaganu wynosi 42, to jak idiotycznie musi brzmieć pytanie? 

A może jak niesamowicie genialnie wykracza poza dany nam zakres zrozumienia?

Q.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz