środa, 29 kwietnia 2015

Myśloteorie małe i duże

Osoby wrażliwe i uczulone na dziwne teorie: 



Uciekajcie stąd!

Natychmiast!


Całą resztę zapraszam do lektury od której świerzbią neurony:

Tak na dobrą sprawę co może mieć wspólnego Platońska idea świata doskonałego, który odciska swoje piętno na świecie rzeczywistym z problemem osobowości tworzącej myśli,lub też odwrotnie?

Paradoksalnie całkiem sporo - uznając założenia Platona cała ta sprawa z 2 poziomowej (osobowość nadrzędna do myśli lub odwrotnie) staje się 1 poziomową równoległą - Świat idealny odciska w matrycy rzeczywistości formę osobowości i równolegle przypisaną do niej formę myśli. Tak by się mogło wydawać na szybko.
Można jednak stworzyć koncept bardziej skomplikowany obejmujący 3 poziomy:
Świat idei-> Osobowość-> myśli jako subformę w matrycy. Bądź też oczywiście odwrotnie Myśli -> Świadomość.

Wnikliwi obserwatorzy zauważą założenie tożsamości osobowości ze świadomością, a wręcz nawet samoświadomością, definiowaną jako istota zdolna do ograniczonej samoorganizacji i dookreślenia siebie względem środowiska zewnętrznego. Tutaj jednak definicja jest bardzo szeroko nieprecyzyjna,po trochu ze względu na brak jakichkolwiek sensownych danych, lub praw natury na których można by się wygodnie oprzeć, a po trochu ze względu na moją przekorę, nakazującą mi negować zaprzeczanie istnienia pewnego poziomu świadomości u "zwierząt" przez większość ruchów religijnych.

To pozostawia nas z nurtującym i ważkimi pytaniami:

Jak ustalić parametry graniczne przyjmowania danej istoty jako samoświadomej?

Czy samoświadomość można analizować jako możliwość samookreślenia formy ideą?

I idąc wprost za ciosem: psychologowie już teraz wyróżniają co najmniej dwa poziomy samoświadomości(wg mojej wiedzy):
Podświadomość opartą bezpośrednio na instynktach, oraz świadomość właściwą opierającą się bodajże na konceptualizacji idei.
Co jeśli okaże się, że istnieje również trzeci poziom samoświadomości:
Nadświadomość odpowiedzialna za nielogiczne przeskoki myślowe, paradoksalne skojarzenia i przeczucia?

Ponieważ chwilowo znudziło mi się babranie świadomościami, postawię kolejne ciekawe pytania:

Sen może być traktowany jako nadświadoma próba obserwacji światów alternatywnych, bo czemu nie?

Jak przypisać moment rozpoznania potrzeby do idei potrzeby?

Czy w omawianym systemie Platona świat doskonałych idei jest niezmienny w czasie?

Na dwa umiem nawet coś napisać:

Drugie pytanie odnosi się do piramidy potrzeb niejakiego Masłowa, wiecie na dnie ciało, potem zabawki, akceptacje i tolerancje, a na wierzchu wisienka z samorealizacji. Fatalnie się to ostatnie kojarzy.
Jak więc w chwili t =0 ustalić przyszłe rzeczywiste potrzeby człowieka, nie znając idei potrzeb, których jego umysł jeszcze nie zdążył otrzymać/ wykreować?

Co prawda w konkurencyjnym Arystotelejskim systemie inkorporowania idei w świecie rzeczywistym odpowiedź na pytanie powyżej jest dość oczywista: Idee są zmienne w czasie. To jednak są to jak na razie dwa równoległe modele i odpowiedzi pasujące do jednego mogą niestety niekoniecznie współpracować z drugim.

Teraz mniej egzotycznie, lecz bardziej genetycznie:

Jeśli człowiek nie odczuwa swojego człowieczeństwa za pomocą wyżej wymienionych idei to czym ono jest uwarunkowane?

Dodatkową parą genów zapisanych w podwójnej helisie?
Paroma neuronami, które i tak zginą podczas studiów, gdy szukamy sensu życia patrząc na świat przez dno butelki?

Oraz kandyzowana wisienka na koniec postu:

Czy zastosowanie zasady nieoznaczoności rodem z mechaniki kwantowej umożliwiłoby polubowne rozwiązanie sporu Platon-Arystoteles?

No i żeby już was nie przemęczać takie drobniutkie wyznanie

W tej tematyce czuję się idiotą szwendającym się pośród kretynów w świecie gdzie prawda zamyka się w pokoju bez klamek, a każdy kto stając przed szeregiem uświadamia innym jak wiele głupoty mają do nadrobienia staje się nieodmiennie bożyszczem tłumów.

Q.


Ps. Jeszcze raz dziękuję niebiańskiej urody szmaragdowookiej inspiracji, za przypomnienie mi o tej zapomnianej części mojej radosnej twórczości sprzed ponad 2 lat.

Ps2. Nie, nie jestem ćpunem czy też szaleńcem...

wtorek, 28 kwietnia 2015

Post zderzeniowe składowe submyślowe

Czasami potrzebujemy zewnętrznego źródła pomysłu. Ja mam to szczęście i znalazłem swoje w pewnej niezwykle inteligentnej osobie, która zbiegiem okoliczności być fenomenalnej urody, a taka kombinacja zdarza się zwykle raz na milion.


Jednak dość już o tajemniczych źródłach inspiracji, których istnienie na zawsze będzie owiane tajemnicą, przynajmniej do czasu gdy niczym Wenus Botticellego  ujawni(ą) się ze smugi morskiej piany.

Wyobraźmy sobie niezwykły w skali tej maciupkiej zaniedbanej planetki eksperyment:

Gigantyczny zderzacz myśli, istna Gwiazda śmierci, przy której LHC to dziecinna zabawka zaaplikowana ludzkości przez CERN, w swej nieskończonej ogromności  pozwalający zajrzeć kaprawym, łzawym oczkom naukowców, psychiatrów,  świętoszkowatych i zwyczajnym szarlatanom w niezgłębione pomroczne i przeraźliwe czeluści myślowych pierwotnych składowych.

Cóż byśmy mogli ujrzeć?

Rozrastające się kryształy idei wymyślnie splecione z kłębami pospolitej głupawki?
Nieuchwytną esencję durnoty złośliwie rechoczącą podczas obiajnia neuronów losowymi impulsami elektrycznymi?
A może nieuchwytną istotę wyższą, przyłapaną na bezczelnym poszturchiwaniu, smyrganiu i gmeraniu w nas w sobie tylko znanych celach?

Czy też szybciurkiem uciekając z zapijaczonego absurdpolandu w pytania bardziej serio:

Z czego złożone są nasze myśli?

Na swoje nieszczęście tu nie mam żadnej gotowej odpowiedzi, może ze względu na fakt iż problem jest wielowątkowo rozszczepiony przyczynowo, a może dlatego, że po prostu nie jesteśmy w stanie o tym na dobrą sprawę zacząć myśleć ze względu na ograniczenia narzucane nam przez paradoks obiektywizmu, więc w ramach krótkiego projektu: mózg vs filozofia pobawię się jedną czy dwiema praktycznie nieweryfikowalnymi, a przez to jakże radosnymi teoriami:

Nasze myśli są wcieleniem woli wszechświata, jako że ludzie są gigantycznym eksperymentem ewolucyjnym, ale to już było w "Autostopem..." Więc nuda, boruta i wstyd mój srogi, a odpowiedź to 42.


Myśli są wielowymiarowym złożeniem składowych idei, które pojedynczo wymykają się naszemu zrozumieniu, tak samo jak chmury zatracają swą trójwymiarowość w naszym oku. To jest już nieco ciekawsze podejście, które jednak trąci myszką - podobną teorię badałem z rok temu opalając się powoli na ławeczce pod chmurkami, co mogło mieć niebagatelny wpływ na końcową konkluzję:
Ludzkie świadomości są jak ameby - pełzają przez czas powoli adaptując się do napotkanych warunków.

A może nasze myśli mają własne myśli, które posiadają myśli i myśli zdolne do własnych subprzemyśleń?
Taka chaotycznie pandemoniczna myślcepcja wielokrotnie fraktalnie złożona na wzór i podobieństwo słynnych rosyjskich matrioszek.
Ile poziomów wgłąb można by odkryć, zanim niespodziwanie rozbijemy się o ostre krawędzie myśli pierwotnej?
Protomyśli definiującej pytanie o życie, świat i całą tę niebotycznie złośliwą ferajnę typów materii, symetrii, strun, sub i paracząstek na które odpowiedź musi wynosić 42.


Niestety to co zapisłem powyżej jest wszystkim co udało mi się wycisnąć z mojego zbzikowanego zafiksowanego pomysłem umysłu po kilku godzinach ślęczenia nad tematem,  tym niemniej jednak  wcale nie uważałbym tego za oznakę mojego poddania się i wywieszenia niezbyt białej flagi zwisającej wprost z ucha. To chwilowy odwrót taktyczny w francuskim stylu, a trzeba im przyznać, że od czasów Napoleona manewr ten mają dopracowany z niemiecką dbałością o drobiazgowe detale..

 I druga część pytania otrzymanego od niezwykłej inspiracji, której trzeba wymyślić elegancki przydomek.

Problem interakcji myśl-świadomość, czy w podobnej postaci myśl-struktura neuronalna umysłu.


Ponieważ jednak każdą ideę należy bezwzględnie poddać krzyżowej logicznej anihilacji potencjalnych niestabilnych pól bezsensu wytworzonych poprzez instynktownie wkomponowaną alogiczność struktury wewnętrznej mającą na celu ochronę naszych struktur neuronalnych przed przedawkowaniem filozofii, to na moje nieszczęście nie jestem w stanie wymyślić jakiejkolwiek zgrabnej teorii bez gruntownych studiów w zakresie EEG, aktywności mózgu w funkcji bodźców zewnętrznych i wpływu mieszanki emocjonalno-hormonalnej na zachowanie się lokalnie uporządkowanych sieci neuronalnych.


I słowo podsumowania:

Prawda nie destyluje się z powietrza, teorie też nie...

A do związku myśli i świadomości pewnie jeszcze nieraz powrócę - to takie obiecujące znalezisko do snucia moich teorii, tak samo przyjemnie fascynujące jak znajdowanie nowych sposobów na komplementowanie moich  źródeł inspiracji.

Q.




 

niedziela, 26 kwietnia 2015

Memory flashback

W sumie sam nie wiem czemu zacząłem z nudów czytać swoje stare posty,  te z samego początku i te trochę późniejsze.

Wiem natomiast że  kręcąc z niedowierzaniem głową uśmiałem się niczym pijak z durnego suchara z wykorzystanych konstrukcji językowych,  które z potoczną mową mają tyle samo cech wspólnych co mrówka i kontrabas.

Do tej pory nie jestem w stanie sam sobie odpowiedzieć na pytanie: Jakim zarządzaniem dzikiego fuksa związanego chyba z neuroprzekaźnikami napisałem to wszystko na trzeźwo...

I widzę co ostatnio jakoś zatraciłem w moim stylu pisania:
To pozytywnie napędzające szaleństwo filozoficzne,  tę czysto umysłową radość z kpienia z czegokolwiek,  bez jakichkolwiek spojrzeń w tył na rozsądek z pogardą oglądający coraz bardziej finezyjne wybryki w języku.

Z jednej strony wyrobiłem się ciutek literacko,  przez co mniej już skrótów myślowych,  a z drugiej zgorzknienie rzeczywistością zaczęło zabijać cudownie różowy obłoczek pozytywnej energii,  która jakoś potrafiła się przebijać,  przesączać w głąb umysłu nawet przy bardzo poważnych rozważaniach na trudne tematy.

Aż strach się bać dokąd to zmierza...


Jednak spróbuję ponownie,  z raz może dwa napisać coś,  do czego będę mógł wrócić za rok i śmiać się jak głupi do śmierdzącego sera, tylko po to,  by chwilę później zostać rozjechany przez pociąg z refleksją: Eureka,  to ma sporo sensu!

Q.

Ps.  Tylko jak to osiągnąć??
To jednak jest wstępne pytanie prowadzące do kolejnego wpisu.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Co nas brzydzi, co nas oszpeca

Reklamy wokół nas są wszędobylsko wszechobecne, szpecąc niczym szramy po szarpnelach ściany, okna, elewacje, chodniki i pola w naszym polu widzenia.

Stan ten trwa co najmniej od czasów raczkowania u nas kapitalizmu, który połączono z klasycznie polską nadgorliwością w  wyznawaniu zachodnich  truizmów: reklama dźwignią handlu. 
Do spółki z innym ówczesnym credo wiary ekonomicznej: niewidzialną nadsprawiedliwą ręką "rynku" kroczek po kroczku zobojętniała wszystkich na swą złowieszczą kampanię aneksji  wszelakich zdatnych powierzchni. 

Obecnie szerzy się ona niczym terminalny złośliwy czerniak architektury, który swoimi nielimitowanymi zasobami pieniędzy, obłudy stowarzyszonej ramię w ramię z  polityczną niezdolnością naszych włodarzy skutecznie odpiera każdą próbę wycięcia jej chirurgicznie, bezczelnie ignorując lokalnych znachorów ze zrzeszonych słusznym celem  mikro społeczności, śmiejąc się w twarz sejmowym bezzębnym karykaturom ustaw mających położyć kres jej ponad 20 letniej dominacji. 

Jednak to nie zniedołężniałość stetryczałego prawa powinna nas przerażać.
To ostra przewlekła atrofia narodowego wyczucia estetyki stanowi sedno sprawy.
My obywatele tego kraju bezwolnie pozwalaliśmy pomiatać sobą  reklamodawcom,  wciskającym nam najgorszy szitowaty szmiroszajs jako graficzne cuda wprost ze śmietników bardziej wyrobionego gustu klienta z zachodu. 

Taka postawa nie jest wcale jednostkową koszmarną wpadką dotyczącą kilku pojedynczych ludzi w tym onegdaj pięknym kraju.

Pomyślmy jak często złorzeczymy piekarzom, masarniom, producentom jabłek czy wreszcie  parapismakom operującym językiem z przydomowego placu zabaw wzbogaconym o aspirujące do inteligenckich denne grypsy i  niby idiomy.
Jak jęczymy,  łkamy w zaciszu swych zapyziałych umysłów nad chwałą zeszłych krajobrazów, dawnej prasy pisanej przez gentlemanów dla ludzi kultury, rozsądkiem języka prawniczego, który jakoś przemutował w pokraczne abstrakcyjnie naćpane zaprzeczenie logiki języka polskiego. 

I co poza skuleniem się w embrion potrafimy zrobić?  

Kupować tabloidy, bo UFO w Wypierdołkowie Górnym ulokowanym tuż obok Zaducpczewa Środkowego jest łatwiej przyswajalne dla naszych zapleśniałych od letargu umysłów.
Wolimy żreć toksyczne odpady i świecić dupą w kolorach tęczy na mordobiciach w rytmie zaoranego przez zalanego DJ'a rytmu modemów dial up  z seksistowskim tekstem który sprowadza się to wtórnego prymitywizmu: Moja lubić paczać jak twoja ruszać ciało. Moja reprodukować z twoja więcej mały ludź aka pełzających pijawek budżetów domowych. 

A może już czas, najwyższy czas na odrobinę wysiłku.  Pozytywistycznego kolektywnego wysiłku żywcem wydartego z jakże antypatriotycznej "Lalki" Prusa,  by nasi następcy nie musieli cierpieć estetycznych i umysłowych tortur tuż po wyjściu z macicy. 

Q. 


PS. Poprawki były wprowadzone w jakiś czas po publikacji - za błędy gramatyczne przepraszam, tablet to mimo wszystko nie laptop z fizycznie egzystującą klawiaturą.
PS2. Zmiany graficzne - staram się znaleźć kompromis między moim poczuciem piękna, a czytelnością tekstu....

Nocnych neuronów nikły szum...

Tak mnie wzięło na pisanie nocą, jeszcze przed wyjazdem do miejsca, o którym niektórzy piszą, że wywołują tam diabła z sąsiednich wymiarów. Inni twierdzą że produkuje się tam maszynę końca świata (ang. Doomsday device). W Nauce Świata Dysku działania tam prowadzone porównano do rozbijania dźwięku na brzdęk, ale nie o tym mam zamiaru pisać - sami przeczytajcie.


 Ostatnio przeżywam dziwną fascynację niezmierzoną inercją ludzkich poglądów. Ich zaskakującą odpornością na krytykę, fakty i ewidentnie błędne założenia. Dla wątpiących polecam spotkanie przez szybkę z jakimś fanatykiem, dowolnej kategorii polityczno-religijnej.
Wybaczcie mi skąpość opisu, gdzieś tam pałęta się co prawda metafora z pociągiem, ale niestety jest w stadium larwalnym i więcej zaciemnia niż rozjaśnia - jakbym kiedykolwiek się tym zbytnio przejmował.

I wiecie co?

Ta szybka to dla waszego bezpieczeństwa, żeby nie bać się kiedy nasz in potentia rozmówca zacznie toczyć pianą, parskać śliną i zalewać się innymi płynami biologicznymi w reakcji na rozsądnie postawione argumenty i pytania. Dla rozmówców znacząco przewyższających nas tężyzną bądź ogólną rozległością geograficzną sugestia jest następująca: opracować plan ekspresowej ewakuacji i sporządzić zawczasu ważny w  polskim mrocznym świetle prawa testament.

I tak już na sam koniec, żeby uczynić zadość wszystkim którym moje grafomaństwo nieuchronnie kojarzy się z ostrym hajem, coś z końca lutego. Taki zalążek tekstu, który nieco wymknął się spod kontroli, spermutował i skisł z braku motywacji:

Życie bez skomplikowanych przemyśleń: dzień zastępuje noc i tak cały czas, a jedyną niewielką różnicę stanowią nieistotne drobiazgi.
No ale przecież zawsze gdzieś znajdzie się ta nieoczekiwana drobna zmarszczka myśli bezsensownie sunąca po uśpionych neuronalnych łączach naszych wspaniale wyewoluowanych możdżków.

Na przykład taka jak ta: wchłaniamy w siebie gargantuiczne góry śmieciowych danych, nieustannie wymagających od nas pełnej uwagi, mimo to jednak zdecydowana większość tego biospamu dziwnym trafem nie dociera do tej świadomej części nas -  mojego właściwego jestestwa...

Sugeruję tu dwuznacznie podobieństwo sieci neuronalnej do zaawansowanego filtra doznań( filtra rzeczywistości[przyp. aut.]),  lecz również ciutek straszną perspektywę tracenia setek, tysięcy drobnych zdarzeń z których każde o ile zauważone mogłoby zburzyć nasz nietrwały pogląd na porządek świata w czymś co określa się teraz.

A jednocześnie w takim niby homeostatycznym zawieszeniu ciężko jest znaleźć wyjście z myślśpiączki. Inercja umysłu pogrążonego w takim stanie przeliczona na siłę psi pozwalała by zapewne transmitować się po całym świecie z szybkością myśli.


Brak prochów jakkolwiek zaangażowanych w proces paratwórczy

Q.