poniedziałek, 31 marca 2014

Rekomenduję się...

Ostatnio przewijał się tu prawdziwy miszmasz tematyczny, poetyckie teksty zmieszane z gorzką rzeczywistością i ciutek prostacką narracją ( i tak jestem z niej DUMNY! ). Ale zawsze przychodzi taki czas, czas na powrót do tego co robimy lub piszemy najlepiej. W moim przypadku jest  to "wyrafinowane" lub też "finezyjne" * opisywanie paranoidalnych podrygów rzeczywistości w funkcji nieogarniętego czasu.

 

* Autor nie przewiduje możliwości innego określenia swojego stylu pisarskiego. Ego faceta musi przecież zostać solidnie odkarmione syntetyczną dumą z braku faktycznych osiągnięć...


I rzucono mi w prosto w mą paskudną mordkę tematem: 
- Aport! Zabaw się rekomendacjami!
Tyle tylko, że zamiast radosnego  HAu Hau i merdania ogonkiem wolę trochę pokpić z dowolnych rekomendacji, z szczególnym wyróżnieniem lub bez wyróżnienia ( chyba mam w sobie kobiecą zmienność) rekomendacji wydawanych spółkom na rynkach inwestycyjnych na powierzchni, tego orbitującego w przestrzeni co najmniej 3 wymiarowej, kawałka skałki.

Aby wszyscy, którzy jeszcze nie poszli z płaczem do psychologa widząc takie stężenie tych znaczków składających się w wyrazy, mogli teraz uciec zrobię coś co nazywa się "Akapit" choć sam nie wiem czemu to ma tu służyć.

    Ok, zrobione. Bierzemy się za bary z rekomendacjami. 
To trochę jak praca swatki w odległych historycznie Chinach: bierzemy dziewuszkę(produkt/spółeczkę) i szukamy frajera który nabierze się na gadkę o zyskach, zaletach i braterstwie dusz. Jak działało lat temu bardzo wiele, tak działa do dziś. 
Czyli frajerów nie brakuje! 
A jakość tych rekomendacji mierną pozostaje z chlubnymi wyjątkami zliczanymi na palcach lewej ręki ( prawa jest zajęta z powodu wzmiankowanej dziewuszki).
Tak na dobrą sprawę większość reklam można spokojnie kwalifikować jako rekomendacje. Co znacznie poszerza krąg potencjalnego (faktycznego) sfrajerzenia populacji. 
I żeby było zabawniej gadkę o zaletach pryszczatej, garbatej brzyduli którą chcą nam swatać zastąpiono całą serią zdumiewająco skutecznych technik wyrafinowanej manipulacji...
Od prostackich ulotek poprzez chwyty mnemotechniczne po przekazy podprogowe. 
Bombardują nas tymi technikami, równie skutecznie co Drezno w 1945.
Tylko co będzie dalej?
Media i sposoby komunikacji non-stop ewoluują w kierunku degenerującym wartość myślenia krytycznego, stając się jednocześnie bardziej upierdliwie spersonifikowane.
Czy grozi nam świat niczym z The Truman Show?
Samotny człowiek w świecie urojeń otoczony wszędobylskimi rekomendacjami stringów i środków na porost owłosienia w nosie?  

Q.




piątek, 28 marca 2014

My naiwni...

Jakoś nie chce mi się ostatnio pisać w "klasycznym" zawiłym, pełnym aluzji i metafor stylu...

Więc popiszę prościej, bardziej zrozumiale (mam taką nadzieję).


Zbliżają się jakieś wybory...
Nie wiem jakie - nie śledzę wydarzeń politycznych w tym kraju.
Jakieś się zbliżają...
Na ulicach znów zawisną paskudne mordki opisane:
 "Głosuj na mnie! Przyniosę złote fistaszki!".
Zawisną wszędzie, niczym dojrzałe gruszki na okazałej gruszy...
A my naiwni obywatele zaszczuci propagandą tłumnie ruszymy do wyborczych urn.
Głosować na te same mordki co w latach poprzednich.
Nawet jeśli się zupełnie nie sprawdziły na piastowanych stanowiskach.
To przecież nic...
Wszyscy zasługują na setną szansę od innych.
Poprawią się. Zmienią. Będzie lepiej.
Tym rodzajem zaufania matki obdarzają swe dzieci. My obywatele tego kraiku takie zaufanie mamy do naszych polityków.
A potem rzeczywistość jak tsunami zrywa boleśnie maskę urojeń.
Pojawia się ból zrozumienia, po nim poczucie zdrady: stawiamy więc miasteczka z namiotów, organizujemy strajki, marsze, wiece, pojawia się psioczenie i prostytuowanie tych których wybraliśmy.
Rodzi się gniew, bezmyślne ostrze wymierzone w mordki będące ucieleśnieniem woli narodu.
Rozpętuje nagonka medialna, piętnująca z dokładnością inkwizycji każde ich potknięcie.
Bo ulegli pokusie, pierwotnemu egoizmowi. 
Zadbali o swój własny byt.
Zapomnieli o nas: szaraczkach na końcu łańcucha politycznego (pokarmowego).

Pokazali prawdziwie ludzkie oblicze...

To egoizm pozwala nam żyć i trwać od pokoleń.
To tylko forma klasycznej darwinowskiej ewolucji.
A oni są lepiej przystosowani niż ja czy Ty czytelniku.
Ale zagram, wróża:
Minie parę lat, będą kolejne wybory.
I znów zaczadzeni, w politycznym amoku wybierzemy te same mordki.

Q.

Ps.Gdzieś "ukryłem" podkład muzyczny ;)


wtorek, 25 marca 2014

Empatyczna pustka

I zadaję sobie pytanie:


Dlaczego myślimy, piszemy i rozmawiamy o wojnie jak o pojęciu abstrakcyjnym?
Tak jakby była czymś codziennym. Tak groźnym jak oparzenie języka gorącą kawą.
A przecież to spersonifikowane cierpienie konkretnych jednostek.
Ich marzenia rozbijane w pył i proch. Zawiedzione nadzieje.

W imię czego?


Ulotnej chwały zdobywców?
Chwilowego zaspokojenia obłąkanych żądzy o wkrótce upadłym imperium zbudowanym na cegłach z zakrzepłej ludzkiej krwi i bólu?
Utrzymania zasady: "Rządzisz Władziku tylko we własnym kraiku?"
Ale odcinamy się od tego, budujemy w umyśle mur odgradzający potężną betonową ścianą świadomość od uczuć, tych zapomnianych namiastek empatii?
Kiedy słyszymy, czytamy o kolejnych ofiarach, setkach ofiar, ofiar tysiącach.
Dlaczego nie ma refleksji?
Nie pytamy dlaczego zginęli, nie chcemy wiedzieć kim byli. 

Zginęli. 

Nie ma ich. 

Koniec trasy.

Więc są obcy, są liczbami mielonymi stalowymi kołami biurokracji.
Są kolejną pustą informacją, frazesem: "Niezmiernie mi przykro poinformować...".
Nazywani "dziejową koniecznością ofiary".

A mnie to przeraża, nawet już nie cyniczność, czy zakłamanie wypowiadanych słów.
Przeraża mnie ten prozaiczny zanik zdolności odczuwania empatii.
Niezdolność do spojrzenia na osobę i prostej myśli:
"To jest człowiek. On(a) czuje, myśli... Jest taki jak ja..."
To jest nasza cywilizacja.
I mierzi mnie myśl,że taką przyszłość zostawiamy tym którzy być może żyć będą po naszym końcu trasy, że jestem fragmentem trybika maszyny mielącej jednostki wybitniejsze na pyłek rozdmuchiwany wiatrem zmian.
Wszyscy jesteśmy fragmentami jakichś trybików...

Mamy NIP mamy Regon
Mamy Pesel i co z tego?
Czy mamy coś więcej?
Czy możemy znaczyć coś więcej?

Q.







niedziela, 16 marca 2014

Wszechświatowe ja

Tak właściwie to ten wpis mógłbym zacząć i zakończyć już  teraz.  Prostymi słowami : Eureka!, tylko że tak naprawdę to brzmi Eureka???,  bo zanim skończyłem pisać eureka  "!" ugiął się pod ciężarem niesionej idei... 


Na początku małe zastrzeżenie: czytacie to na własną odpowiedzialność,  a ja jako autor nie jestem jeszcze sklasyfikowany jako mentalnie obłąkany...

W sumie to nie miałem pisać,  bo brak planu i strategicznego celu do osiągnięcia lub zdezelowania. Ale jakoś tak się stało że idąc od banalnego pytania( a pytań  może być dalej sporo)  skończyłem gdzieś w mętnych oparach absolutu filozofii.

Jeśli jeszcze nie uciekliście z dzikim wrzaskiem, a  wrodzona ciekawość lub brak instynktu samozachowawczego nie pozwala Wam przerwać czytania,  to zapraszam na krótką wycieczkę pokręconymi szlakami moich myśli.

Wszystko zaczęło się od pytania,  ktore w sumie bardziej przypomina fakt: ludzie tak po prawdzie zawsze są samotni...
I juz widać ten zawód na twarzach -  gdzie samotność, a gdzie obłędna filozofia by me,  i gdzież wzmiankowane wszechświaty...
Ale first thing first. Lecimy chronologicznie:

Kiedyś w epoce gdy na Ziemii chodziły pradawne paszczury ( w sumie to dalej chodzą) pisałem że obiektywizm nie istnieje. Ta sama ścieżka w gąszczu logicznej argumentacji pokazuje mi,  jak i Wam,  jak bardzo samotnym stworzeniem jest człek. Że zamknięci w puszce twarzoczaszki tworzymy iluzje zrozumienia innych,  gdy cały czas pozostają dla nas obcy. Wiążą się z tym ograniczenia naszej percepcji i inne takie milusie słowa.

I wszystko było by ok,  wszyscy byli by happy,  a wpis by się tu skończył,  gdyby moja galareta neuronalna,  z przyzwyczajenia nazywana mózgiem nie zaaplikowała sobie hormonalnych dopalaczy...
Gdzie z bliżej nieznanych związków funkcji poznawczych, parcia rzeczywistości na idee i vice versa,  niczym meteoryt nad Rosją eksplodowała we mnie pewność: kreujemy własne wszechświaty vel rzeczywistości jak matioszki ukryte w tej wiekszej badanej "naukami"*...

I na Wasze szczęście w tym momencie moje zdolności analizy abstrakcyjnych fantów zrobily Windowsowski bluescreen...

Więc to już koniec,  tak trochę bez puenty.
Ale takie jest już życie i trzeba z tym żyć.



* O" naukach" i o tym jak przerabiają piękne złożone układy idei-rzeczywistość na pył faktów rozwiewany wiatrem ignorancji napisze się innym razem.

Q. 


czwartek, 13 marca 2014

Moja prawda prawdziwsza jest...

Witajcie po krótkiej przerwie.
Dzisiejszy odcinek tendencyjnego tandetnego serialu blogosferowego poświęcony będzie prawdzie. 



Pisze się, że kłamstwo zdąży obiec świat dwukrotnie w mniej niż 80 dni, zanim prawda skończy pastować swoje zmacerowane buty
To czego się nie pisze jest faktem poświadczonym nienotarialnie, bez związku z kodeksem prawnym bądź innym szokująco nudnym czytelniczo wynalazkiem, jakoby sam Chuck Norris uczył się od prawdy słynnych kopnięć z półobrotu...
Ale nie to jest daniem głównym tego wieczoru/dnia/nocy, bądź dowolnie wybranego chwilowego momentu*.

* Oburzająca dyskryminacja każdego innego momentu, przecież każdy ma prawo być Tym jedynym...

Tak więc przejdźmy do rzeczy.
Spośród rozłożystej palety prawd dostępnych gatunkowi homo sapiens,  po uprzednim wykupieniu adekwatnego pakietu na czas określony w centrali księgowości wszechświata, wybrałem sobie niezbyt losowo jednoprawdę.
Pod tym enigmatycznym słowem kryje się najzwyklejszy w świecie monopol na prawdę - czyli coś do czego przyznaje się każda większa grupa religijna, taka czy inna.
Tylko że nikt nie będzie w stanie określić jakie funkcje ma ta jednoprawda pełnić, nie wspominając już o jej wizerunku...
PR-owcy mieli, mają i mieć będą  używanie :)
Z pojęciem jednoprawdy należy ściśle powiązać obiektywizm oceny, ot taki wymysł, który w teorii powinien być bardziej  powszechny niż chroniczna głupota.
O dziwo jednak nie jest.
Dlaczego?
Poniżej znajduje się próba zrozumienia tego fantu:

Czemu zamiast mordować się wzajemnie, oskarżając o świadome, celowe i bezbożne zakatowanie kwiatka przy pomocy konewki, nie potrafimy skupić się na poszukiwaniu odrobiny obiektywności w naszych jakże prawdziwych osądach?
Dlaczego zamiast targać się za facjaty vel brody jak u chasydzkiego rabina w fantastycznie fanatycznych  kłótniach prowadzonych bez rozpamiętania, nie potrafimy podjąć wysiłku umysłowego i spróbować zrozumieć oponenta?
Może właśnie dlatego przekonanie o zrozumieniu idei jednoprawdy przez każdego z nas bez opanowania trudnej lekcji zróżnicowania punktów odniesienia każdej istoty ludzkiej doprowadzi nas do zagłady...
Ale...
To tylko teoria...
Taki nieładny zbiór bezładnych i bezskładnych wymysłów...
A może ładny?
Whatever...
Jedynym pewnym faktem pozostaje nieosiągalność absolutnego obiektywizmu przez dowolną istotę myślącą...
Z tego prostego względu, iż będzie ona/ono/on skażony swoim własnym życiem,  jego doświadczeniami i doznaniami na których niewątpliwie oprze osąd danego zdarzenia.


Q. 



poniedziałek, 3 marca 2014

My? To przecież oni zaczeli...

 Do posłuchania podczas czytania.



Parafrazując  naszego rodzimego Mistrza słowa wydrukowanego: "Wyszedłbym na strasznego ciula, odpuszczając sobie obecną hucpę w Europie Wschodniej". Jakoże nie umiem inaczej jak tylko w oszałamiająco ośmieszającym stylu analizować anomalne aberracje osobowości, Herr Putina pokrótce klasyfikujemy jako odmianę machowatego showoff osiłka z kompleksem cara ( vel wypierd... z mojej strefy wpływów kończącej się gdzieś w okolicach Jowisza) .

Natomiast martwi mnie dupoliztwo licznych politycznych instytucji, które w teoretycznej teorii (oderwanej od rzeczywistości niczym fizyka kwantowa) mają gwarantować " pokój" i poszanowanie " praw" człowieka na tym malutkim zakątku Układu Słonecznego, a zamiast tego płaszczą się przed każdym patafianem potrafiącym wymachiwać kijaszkiem (np. Łukaszenka i jego ferajna), gdzie feralną rolę "listka figowego" przydzielono stwierdzeniu " Wolnoć Władziku w swoim składziku". 

Rozumiem, że próbujemy tu uniknąć amerykanizacji terminu wolność ( czyt. wasza ropa jest nasza), ale jakim kosztem?

Ile społeczeństw jeszcze poświęcimy?

Ile umów dyplomatycznych pozwolimy  jeszcze złamać dla utrzymania nierealnego Status Quo?

I do czego doprowadzi ta ścieżka wyborów?
Kolejna "zimna wojna" ? 
Czy stetryczałe europejskie struktury społeczne wytrzymają taką presję?
Jak uczy historia niemal każdą zaawansowaną technikę militarną można zneutralizować oceanami krwi żądnych chwały zindoktrynowanych młodzieniaszków.

I tu skończę prozę, zanim zapowietrzę się z oburzenia nad ludzką ślepotą decyzyjną.

A na sam koniec, liryka wystawiona również gdzieś w notatkach autora na lajkotwórczym portalu w kolorach nieba i bieli:

 

"Świata sny"

Okryty nocną pierzynką
świat śpi i śni
kolorowo mroczne sny:
Że zamiast pokoju i poszanowania
pełen jest przemocy i wyrachowania;
Że miłości rzeki rwące
spływają krwią niewinnych...
Ale to tylko sny,
dręczące świat;
 bezpiecznie okryty
 nocy pierzynką...


Zawiedziony snami świata

Ps. Nowiutki wątek na gragieldowa.pl - warto poczytać :)

Q.