piątek, 15 sierpnia 2014

Krytyczne niedoinspirowanie

Ostatnio napisał mi się bubel. Nic dziwnego, były ku temu dość istotne powody streszczające się w: duch ochoczy, a ciało niedomaga. A i podkład muzyczny jest ciutkę specyficzny.


Jednak mimo tego oczywistego potknięcia na wyboistej ścieżce jakości mojej marnej pisaniny wypadałoby rozjaśnić mrok tajemniczości mojego miesięcznego blogomilczenia.

Zasadniczo wynika ono z tej samej przyczyny, z której chyba wszyscy cierpieliśmy w młodszych szczenięcych  i cudownych latach będąc zmuszani do pisania pod upiorną groźbą otrzymania klasycznego lacza.

Oczywiście chodzi o nic mniej niż pisanie wypracowań na wyssany z małego palca lewej stopy temat, który brzmi jak obrzydliwie organiczny odgłos wydawany przez wyjątkowo zapchany odpływ w kanale burzowym w mglistą noc.

Ta niesamowita kombinacja zgłosek nieodmiennie ma niemożliwą do naukowego udowodnienia  iście szatańską zdolność do wpuszczania w umysł  zasiedlającego go  na gapę złowrogo niemiłego oraz brzemiennego pustką stworzonka obdarzonego darem  niemocy twórczej. Które przy pomocy czterech pomniejszych jeźdźców apokalipsy, czyli rozsiewając perfidną panikę okraszoną strachem  nadciągającego nieuchronnie niczym monsun ostatecznego  terminu wprawia nasze umysły w stan udręczonego otępienia pogłębianego plotką stugębną o wydumanych i rozwlekłych kryteriach wymagań oceniających .

Pisząc bardziej po ludzku: ni ma inspiracji to ni ma pomysłu i rezultuje to oszałamiającym szumem szaro buro maczkowatego bełkotu wyciekającego ciurkiem spomiędzy rwanych linijek bezładnego tekstu..

Stan taki można for fun nazwać niedoinspirowaniem, jako że wszystkie moje "dobre" teksty powstają w skutek pojawienia się bodźca - kijka który mnie poszturchuje w skostniałą nieliniową strukturę myśli. Wymuszając niejako wzorem małży otorbienie drania w perłokształtnym pancerzyku tekstu, który potem zostaje wydalony z mojego umysłu na bloga, w niepamięć lub też trafia do wielkiej zamrażarki czekając na zmianę wewnętrznego cenzora.

Miesiąc takiego myślowego mielenia tego samego syfu na coraz drobniejszy pyłek zdmuchiwany łagodnym wiaterkiem sklerozy można śmiało nazwać już okropnie krytycznym.

Tyle jednak z tego dobrego, że zamiast próbować zderzać się z próbą nędznej recenzji książki która przypadkiem wróciła z niepamięci, skądinąd książki obłędnie genialnie napisanej - "Cmentarz w Pradze" U. Eco napisało mi się to nieinspirujące maleństwo o matactwie kreatywności ludzkiej osobowości.

A skoro mi się nawet już  małe co nieco rymnęło, to chyba już skończę.

Q.

2 komentarze:

  1. Użyję kwiecistego słownictwa i lekko wyszukanych metafor do napisania o tym, że nie mam pomysłu. Na siłę i bardzo słabe. Typowe dla pisaczy sortu wannabe kimś.

    OdpowiedzUsuń