piątek, 5 grudnia 2014

Zrób z siebie idiotę

Szczerze nie pamiętam czy już o tym pisałem czy też nie, więc musicie mi wybaczyć w pierwszym przypadku i mam nadzieję poczytać w drugim. Wtręt muzyczny dany jest tu.

Temat, o dziwo życiowy, w przeciwieństwie do wielu opisywanych dotychczas, jak i podobny to tych chlubnych wyjątków w których zebrało mi się na opisywanie świata jako mojej ponurej szarorealistycznej wizji obarczonej dyskretnym pociągnięciem melancholii w kącikach.

Wierni czytelnicy, o ironio losu może takich mam, pamiętają zapewne, że perypetie relacji damsko-męskich i ich niuansów i niuansików gościły tu już kilkakrotnie, jako niezbyt gustowna analiza kilku wybiórczo podniesionych aspektów z większego całokształtu.

Więc boleśnie powoli i bezwzględnie zawile zmierzamy w kierunku dręczącego mnie problemu:

Jak to jest, że całkiem niegłupi facet w rozmowie z interesująca go niewiastą niechybnie zrobi z siebie idiotę?

I o zgrozo zwykle robi to jakoś tak mimochodem, półświadomie, niczym zahipnotyzowany lunatyk.

Jakby tego było biedakowi mało, cienki plasterek czasu później, gdy do gry wchodzi rozsądek powoli odrabiający opóźnienie do rzeczywistości, pojawia się złowieszczy rumak strachu zdobny w siodło paniki i mroczną uzdę przerażenia z radosnym rechotem kłusujący po myślach.

I tu do gry wchodzą pierwotne instynkty, odpala adrenalina a z nią cały ten niewymawialny koktajl hormonów stresu,a twarz zastyga w chwilowym decyzyjnym paraliżu.

A świat przystaje jakby w oczekiwaniu, na jej reakcję. Uśmiechnie się? Zaśmieje czy wyśmieje? A może wykpi lub spojrzeniem zrówna z ziemią, zdepcze i z wdziękiem kręcąc włosami odpłynie w dal?

I choć fizycy w takiej sytuacji lubią winą obarczać kwantową naturę świata, biolodzy wyklinają ślepą ewolucję, a humaniści swe zdolności językowe, to czy w ostateczności ma to jakiekolwiek znaczenie?

Q.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz