środa, 26 lutego 2014

Jak to bez flaszki polityczne dywagacje prowadzono cz 2

W swym rozpolitykowanym pędzie nie można było nie pominąć szacownej osoby Pierwszego Ministra, popularniej premiera... Aj waj, co tam się waszmości nie działo... Tylko mi się nie chciało tam zbytnio pisać więc tym razem ulżę Waszym oczom i będzie krótko :)

Zanim pozwolę sobie na swój niepowtarzalny "bełkot" parę słówek o szklankach i krytykach...
Można bezpardonowo i bezdyskusyjne stwierdzić używając metafory szklanki, iż cechą "narodową" Polaków jest wiekuiste miauczenie o tym jak to im zabrali większą szklankę, a zostawili kieliszek. Azaliż jest rownież i tak, że mając szklankę jojczymy i śnimy o wiadrze i tak do zafajdanego konca skali pojemności...
W kwestii krytyk, jakkolwiek wnikliwych bądź bzdurnych, dowolna krytyka tworzona tylko po to by pojęczeć i poskamleć nad swoim przeokrutnym losem na tym okropnie perfidnym łez padole jest elementarnie wtórną kpiną z inteligencji osób postronnych mających nieszczęście tego słuchać lub czytać. Natomiast krytykę sugerującą rozwiązania w całości popieram, jako wymagającą użycia choc kilku ostatnich neuronów ocalałych z alkopogromów podczas debat politycznej natury.
No to idziemy do sedna:
Rząd Herr Tuska miał dać nam polityczną "stabilizację", cokolwiek ma to politycznie oznaczać...
Z perspektywy czasu okazuje się, że po politycznemu stabilizacja = stagnacja =>zapaść ze względu na czynniki dwoistej natury: wewnętrzne i zewnętrzne. Podliczcie sobie sami jakie...
Ps. Użycie w tytule tematu manii poprzez korelację z m. in. Małyszomanią i podobnymi zjawiskami mogłoby złośliwe sugerować bardzo pozytywny stosunek autora do rzeczonej osobistości... 



Tuskomania?  (taki niepozorny temacik, a tyle agresji...)

Q.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz