sobota, 3 maja 2014

Niewerbalne nieporozumienie

W obecnych dziwnych czasach, przyszło nam często zaniechać użycia, lub też zastąpić komunikację werbalną komunikacją niewerbalną czyli pismaczeniem.


Ok, tak wiem, pismaczenie do siebie nawzajem jest znane od wieków, zwykle jako listy, często miłosne, lub też pocztówki i takie tam.

I w tym momencie gwoli wyjaśnienia, pismaczenie to nic innego jak mój mały eufemizm na pisanie, gryzmolenie, klepanie palcem w klawiaturę, smyrganie kciukiem dotykowych ekranów i tym podobnie erotycznie ukierunkowane grafomańskie gwałty sprzętu elektronicznego.

Jednakże, o ile kiedyś byliśmy w stanie obtoczyć się w cierpliwości i ładnymi okrągłymi zdankami opisywać sytuację, tak aby istniała jedna sensowna interpretacja powiązana z kontekstem całości wymienianej korespondencji. Tak teraz żyjąc w tempie dosłownie opętańczym, skracamy wypowiedzi do minimum.

Ot, łups.

Napisane.

Niech się inni martwią interpretacją.
Aby tylko napisać szybciej, najszybciej, kompresja informacji w zdaniu staje się być niesamowitą koniecznością...
Tylko zrozumienia brak, skoro  kontekst uciekł w krzaki łajdaczyć się z sensownością...

I te zdumione: 

CooOOooOOoo??? O co ci chodzi do ciężkiej cholery??

I z cichym westchnieniem odpowiadamy, już nic, to nie ważne.
Za długo trzeba by to tłumaczyć.
Za długo rozplatać ten gordyjski węzeł nieporozumienia stworzony na nasze własne życzenie.

Nawet jeśli wytłumaczenie tej kwestii, mogłoby odmienić nasz los...


W kwestii interpretowania, takie mea culpa:
Napisałem dziś głupotę, jak zwykle ...
Teraz jej żałuję...

Jak przecież można pisać do osoby, która ze względu na wiadomą mi aktywność nocną ma dziś ostry syndrom bycia wczorajszym, w ironicznym tonie: Popłynęło się wczoraj? 
I całość okrasić niewypałem ":P".

Tak bardzo idiotyzm, używając dziwnej nowomownej niby składni...

Trzeba naprawdę się mocno zapomnieć, żeby nie uwzględnić warunków jakie najprawdopodobniej panują u odbiorcy:

Język sterczący jak uschnięty pal pośrodku zdumiewająco wilgotnej odmiany piaszczystej Kalahari, dźwięki terroryzujące przemęczone uszy, no i światło słoneczka, a raczej piekielnej spawarki oślepiającej oczy. Wszystko to w rytm werbli pulsu hurgoczącego w czaszce niczym oszalała rojem pszczół Niagara.

Wybacz...

Ale nie jest to pierwszy czy ostatni raz...


Q.


Ps. To poprawiona wersja, pierwotnie tekst był krótszy i mniej zrozumiały...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz