czwartek, 1 maja 2014

The end of the line?

Wątpliwości są dla mnie niczym codzienna poranna kawa, ale to już wiecie. Ta obleśna prawda wyziera spod bizantyjsko-barokowych struktur zdań niemal każdego opublikowanego tu tekstu.


To nie będzie kolejny dziwaczny pseudofilozoficzny popis logicznej anihilacji absurdów świata.
Nie opiszę kolejnego mętnego elementu sumy osobliwej osobowości obserwowanej u ludzkości.

To tylko moje osobiste rozterki dotyczące przyszłości tego wybryku umysłu.  
Tego bloga.

No i trochę truizmów.

Jeśli w tym momencie macie dość, zrozumiem.
Jeśli brniecie dalej, wasza wolność czytania to moja odpowiedzialność za napisane słowa.

Zasadniczo, chciałem uzyskać coś w rodzaju półprywatnego notatnika na ciekawsze przemyślenia o ile w epoce z wiadrami z  internetem coś takiego jak "prywatność" ma jeszcze rację bytu vide Snowden, NSA i tamta ferajna z Wikiwyciekiem. Oczywiście przemyślenia opisywane czasem z ironią, czasem absurdalnie lub niesamowicie abstrakcyjnie.

Dopadł mnie jednak syndrom wypalenia, oby był przeklęty i gnił w 666 kręgu piekieł egzorcyzmowany osobiście przez szatana. Każdy kolejny tekst stawał się trudniejszy do napisania, a przecież nie wypuszczę bubla jak "panowie" z Sejmu - przecież tak nie wypada.
Równy, wysoki poziom każdego tekstu - to mrzonka. 
Są lepsze dni i pomysły, są też dni paskudne i pomysły cudne, które rankiem dnia następnego zamieniają się w coś obelżywie obrzydliwego, bo wróżka zgubiła bucik w pijackim widzie na imprezce w zaszłym roku.

To tylko kolejny nędznie zrymowany truizm jaki można tu przeczytać. A jednak z nieznanych mi przyczyn czytacie...
Ponad 1200 wyświetleń strony  w tyci tyci ponad 2 miesiące, pierwotnie takiej liczby oczekiwałem po roku pisania.

A przecież opisuję tu tylko wszystkie te okropnie nieistotne oczywistości dnia codziennego. Żyjemy tym, ale jakoś nie widzimy. Zabawne jest to ile wokół nas piękna które po prostu olewamy, bezwstydnie i bezmyślnie gapiąc się na kołyszące tyłki dziewczyn idących przed nami lub plotkując o nowych stringach Mietka z naprzeciwka...
To też oczywisty truizm, poniżej kolejny:

Ile razy zwykłe słowo, rzucone w dobrej wierze staje się ostatnią kroplą w pełnym kielichu goryczy?

Na razie to tyle, o losach tego wybryku internetów zadecyduję na spokojnie - racjonalnych decyzji nie podejmuje się przecież w 5 minut...

Zmęczony własnym cynizmem 

Q.


Ps. Rada na dziś - nic nie trwa wiecznie. Łapcie ideały dopóki są w waszym zasięgu. Ich utrata naprawdę boli...

1 komentarz: